Italia. Niby nowa, ale stara. Niby chce się wracać, ale nie. Niby wszystko takie
same, ale niby inne. Niby ludzie tacy sami, ale jednak trochę się zmienili.
Niby to było kiedyś moje miejsce, ale już nie jestem pewna. Wszystko sprowadza
się do być czy nie być we Włoszech? Tylko teraz bardziej mam, dla kogo istnieć
w tym kraju. Chociaż to trochę śmieszne, bo tu zaczęły się moje problemy. W tym
miejscu traciłam powoli wszystko. W tym miejscu, w tych osobach zatracałam się
bez opamiętania. Z konsekwencjami tylko
dla mnie. To mnie wszystko bolało, to ja czułam się rozbita, to mojej osobie
skończył się świat, coś, co kochałam zostało mi brutalnie odebrane. Może, jako
nastolatka byłam ślepo zakochana w tym kraju, w tej osobie, w tym wszystkim.
Teraz, gdy już bardziej dorosłam. Stałam się, choć minimalnie większą
realistką, jaką chciał żebym zawsze była. Widzę w tym momencie rzeczy, które
były wtedy niezauważalne, które umiały mi przyćmić widzenie na świat. Teraz już
wyłapuję takie drobnostki jak wysypujące się śmieci z koszów, albo sąsiadów
wrzeszczących na siebie z balkonów po przeciwnych stronach ciasnej uliczki.
-Nic się nie zmieniło, prawda?- Wyrywa mnie z refleksji głos taty, który
prowadzi autobus. - Gdyby nie ty, nigdy bym nie pomyślał, że to już siódmy rok.
Faktycznie wszystko zaczęło się pięć lat temu.- Zaczęłam
analizować, ale natychmiast, gdy tylko wywnioskowałam, że tata czeka na moją
odpowiedź, próbowałam coś zwięźle odpowiedzieć.
-Nie umiem jeszcze określić czy coś tu się bardzo
zmieniło...Na pewno nie jest tak samo.- Próbowałam wymusić uśmiech.
-Ania....Wiem, że dla Ciebie to nie jest łatwa sytuacja, ale
masz tu jeszcze przyjaciół. Przenosiny z jednego kraju do drugiego, wtedy, gdy
studiujesz i jesteś zawalona tymi papierami, nie wiesz czy sobie poradzisz to
ciężki kawałek chleba...
-Dzięki, tato. Umiesz mnie pocieszyć.- Zaśmiałam się lekko.
-Nie pozwoliłaś mi dokończyć. Reasumując, ale kto ma
poradzić sobie jak nie nasz kot Anka. - Znowu uśmiech przemknął po mojej
twarzy.
-Chyba już nie jestem kotem. -Mruknęłam.
-Moja Anka? Wszystko załatwię, każdy problem da się
rozwiązać, luzik, nic się nie stało, wkręcę się zawsze tam gdzie chcę? Kochanie, nie wierzę. Zresztą nasza rodzina
ma to we krwi. -Powiedział zatrzymując samochód, wyłączając go i wysiadając.
-Chyba muszę Ci uwierzyć, że nie straciłam moich kocich
zdolności czarowania. - Pierwszy raz odkąd byłam w tym przeklętym kraju
uleciało ze mnie napięcie i zaczęłam się śmiać.- Jesteś niesamowitym
człowiekiem. Kocham Cię, tato.
-Ja Ciebie też. Cieszę się, że znowu jesteś. -Powiedział
biorąc moje walizki i idąc w kierunku naszego domu.
Wtedy już wiedziałam, dla kogo tu jestem, i że mam, co
robić. Bo chcę być obok najwspanialszego człowieka na świecie. Napięcie i
wyczekiwanie dało upust, po prostu zaczęłam cieszyć się, że jestem akurat w tym
miejscu. Cały stres odparował. Jestem Ania, to są Włochy, a ja sobie poradzę,
bo jak nie ja to, kto?
*
Prolog dedykuje Flamex, bo bez niej nie zabrałabym się za to opowiadanie.
Dziękuję też z osobna wszystkim, którzy tu trafili mam nadzieję Was nie rozczarować. Wiem,że krótko, ale uwierzcie to w wordzie miało jedną stronę A4!
Jakieś zastrzeżenia na dole :)
Przede wszystkim dziękuję za dedykację ;*
OdpowiedzUsuńTak, wiem, jestem genialna i mam niesamowity dar przekonywania :D I jak już wiesz, znowu się odzywam, bo wcale nie jestem łajzą :D
Prolog bardzo mi się podoba i dobrze, że Ania doszła do wniosku, że da radę ;)
I już się nie mogę doczekać, kiedy pojawią się panowie Siatkarze xD
Świetny ;)
OdpowiedzUsuńCiekawie się zapowiada ^^
Cieszy mnie fakt, że Anka uwierzyła w siebie i postanowiła powrócić do Włoch. Bardzo dobrze, że ma swietny kontakt i wsparcie w tacie. Z niecierpliwością czekam na wprowadzenie tu siatkarzy xD
Pozdrawiam ;**