piątek, 27 listopada 2015

Capitolo Diciotto

-Dasz mi całuska?-Zapytałam leżąc na jego klatce piersiowej.
-Dam...-Odpowiedział i mnie pocałował, po czym znów zaczął bawić się moimi włosami.
-Źle mi trochę z tym wszystkim.-Powiedziałam nagle.
-Coś nie tak? Chodzi o nas?
-Nie...Znaczy w sumie tak, ale między nami wszystko dobrze. Tylko jak jest dobrze z nami to jest gorzej z Cecil i resztą. Rano wychodzę na uczelnie, bardzo rzadko mam wolny dzień w środku tygodnia, tylko weekendy. Jak już wrócę do domu to muszę coś ugotować, albo się pouczyć, a jak zrobię już to wszystko, wtedy idę do Ciebie, albo ty przychodzisz do mnie, a Ceci i Luca do mnie dzwonią, a ja albo nie odbieram,albo wmawiam im,że spotkamy się za kilka dni, bo na prawdę nie mam czasu. Ty względem nich postępujesz tak samo i mam wyrzuty sumienia.
-Nie wiem co chcesz, żebym zrobił w tej sytuacji.
-Sama nie wiem co ja chcę zrobić, ale mnie to nurtuje. Nie chcę stracić Ceci.To dla niej tu wróciłam.... no i dla taty.-Powiedziałam.
-Ej.... A ja?-Podparł się łokciami o łóżko.         
-No ty się trafiłeś przy okazji...-Stwierdziłam.
-To jakaś dobra ta okazja musiała być?
-Całkiem niezła...Wiesz lepsze rodzaje mężczyzn były już zajęte, ale na Ciebie też nie mogę narzekać.
-Okropna. -Powiedział pokazując mi język.
-Przemądrzalec.
-Kocham Cię.-Mruknął śmiejąc się.
-Zróbmy coś we czwórkę.- Nagle mnie oświeciło.
-Niby co?
- Nie wiem Matteo, ale jest piątek wieczór. Możemy zrobić coś w czwórkę.
-I niby ja i ty razem cały wieczór bez kłótni w jednym pomieszczeniu? Zaczną coś podejrzewać. To bezsensu. - Odpowiedział i położył się znowu na moim łóżku.
-Trudno. Chcę z nimi spędzić trochę czasu.- Powiedziałam patrząc na niego, a on leżał tylko na plecach i gapił się w sufit.- Mattteooo.- Zaczęłam być uciążliwa i położyłam się na jego brzuch.- Misiu.
-Dobra, ale ty dzwonisz.- Odpowiedział i nawet nie podniósł się z łóżka,a ja najpierw zadzwoniłam do Vettoriego,a potem Cecil.
-Gdzie się spotykamy?- Wreszcie odezwał się Matteo.
- W Kirke. - Odpowiedziałam i położyłam się koło niego.
-Ile mamy jeszcze czasu? -Zapytał.
- Godzinę.- Odpowiedziałam,a on się tylko uśmiechnął i przewrócił na bok, twarzą do mnie.
- Cuudownie.- Odpowiedział i wpił się w moje usta.
-Co cudownie?
-Cudownie mamy czas na szybk.....
-Nawet o tym nie myśl Keyboard.- Powiedziałam i odwróciłam się plecami do niego.
-Na pewno?-Odpowiedział kładąc swoje wielkie łapy na mój brzuch i jeździł nimi po całym ciele.
-Przestań.- Powiedziałam zwijając się ze śmiechu. - Przestań, bo zacznę krzyczeć, że mnie molestujesz,a tata jest na dole.- Odpowiedziałam cały czas się śmiejąc.
- Myślałem, że wyrosłaś z tych łaskotek...- Odpowiedział.
-Nie...Nie wyrosłam... Przestań.- Zaczęłam piszczeć,a on nie przestawał. -Taki stary,a taki głupi.- Powiedziałam przez śmiech.
- No i teraz to już na pewno nie przestanę.-Powiedział.
 -Przestań... Muszę się przebrać i umalować. Jestem w dresach.
-Możemy ich wystawić. Pójdą sobie na randkę. Oboje samotni. Widzę same plusy, a my zajmiemy się sobą.
-Ale my ciągle się spotykamy. - Fuknęłam.
-Nie tak ciągle. Często wyjeżdżam, a ty nawet za mną nie tęsknisz.
-Mam Ci się na szyje rzucać?
-Rób co chcesz. Ja chcę się czuć kochany. - Odpowiedział.
 - Masz syndrom dziecka z domu dziecka.
-Co? - Zapytał rozkojarzony, gdy ja wstałam z łóżka i podeszłam do wielkiej szafy.
-Pstro... Zawsze jak byłam mała i chciałam się przytulić do mamusi i co pięć minut chciałam się do niej przytulić i mówiłam jej co 3 minuty jak mocno ją kocham, to ta twierdziła, że czasem zachowuję się jak dziecko z domu dziecka, bo one też tak szukają miłości czy coś takiego. Nie wiem, Nie pojmuje. Ta kobieta od zawsze miała trochę inaczej pod sufitem.- Odpowiedziałam nie przejmując się.
 - Nadal się na nią gniewasz?- Zapytał.
- Ja się na nią nie gniewam... Ja przestałam traktować ją jak matkę. Zresztą nie chcę o tym mówić.
-Wszystko będzie dobrze.- Powiedział i przytulił mnie od tyłu.
- Tak, tak... Z tą kobietą już nigdy normalnie nie będę mogła rozmawiać, za dużo mi i tacie krzywdy wyrządziła. Zresztą nie ważne. Muszę się ubrać.- Powiedziałam,a ten mi się przyglądał.
-Przebieraj się. Na co czekasz.- Powiedział środkowy.
 - Żebyś mnie w końcu wypuścił i mogłabym pójść do łazienki.
-W sumie racja.-Powiedział i odsunął się ode mnie.
 Gdy już byłam ubrana i umalowana poszliśmy do mieszkania Matteo, żeby przebrał się z klubowego dresu.Pojechaliśmy razem taksówką do Kirke, gdzie przy stoliku siedziała już Ceci z Lucą.
-Przyjechaliście razem?- Zapytała podejrzliwie dziewczyna.
-Tak mieszkamy koło siebie, coś w tym dziwnego?
- Hmmm....Przy Was to w sumie wszystko jest dziwne.- Odpowiedziała, a ja pochyliłam się żeby dać całusa na przywitanie Luce, a potem Cecil.
Usiadłam obok Vettoriego,a na przeciwko Piano, który co jakiś czas przy zamawianiu jedzenia posyłał mi głupie miny i kopał mnie pod stołem, a to akurat było dość bolesne, więc raz czy dwa mu oddałam.
-Dawno nie spędzaliśmy czasu w czwórkę. - Stwierdził Luca czekając już na nasze zamówienie.
-Rzeczywiście dawno, ale my mamy zapierdziel na studiach, wy macie po dwa mecze w tygodniu.- Odpowiedziałam.
-W sumie to nie jesteśmy tak zawalone robotą. Ty tylko masz jakieś dziwne zajęcia. Tajemnicze zajęcia.- Drążyła dziewczyna.
 -Jakie tajemnicze. Normalne. Po prostu jestem leniwa i nauka pochłania 110% mojej energii. Potem to już nadaję się jedynie, żeby położyć się spać , albo coś zjeść i obejrzeć na laptopie jakiś film.
 -W sumie zawsze byłaś leniwa, w to mogę uwierzyć.- Powiedziała Ceci unosząc kieliszek z winem wprost do swoich ust.
 -Ej... Ja mam uczucia. Wcale nie jestem leniwa. Jeśli muszę coś zrobić to jest zrobione, ale jeśli nie trzeba to wiem, że mogę poleżeć,a to jest przyjemniejsze. Zresztą odezwała się ta co zawsze jej pokój musiałam sprzątać.
-Wcale nie musiałaś go sprzątać.
 - Musiałam, chyba że chciałam, żeby Twoja mama dała Ci karę na cały miesiąc z powodu syfu w Twoim pokoju.
 -Cudowne czasy. Wtedy miałaś szkołę, naukę, chłopaka, a i tak sprzątałaś mi w pokoju. Teraz jesteś samotna, czasami pojawiasz się na wykładach i mam syf w pokoju. Wolałam Twoją starszą wersje.-Powiedziała, gdy kelner przyniósł nasze zamówienie,a każdy z naszej czwórki zaczął się śmiać.
 -Co robimy jak zjemy?- Zapytała Ceci w trakcie jedzenia.
-Nie wiem.-Odpowiedział Piano. - Możemy jechać do mnie.
-Albo zobaczyć jaki jest nocny seans w kinie.- Zaproponowała.
- A może pójdziemy do klubu?- Zapytał Vettori, a my z Cecil spojrzałyśmy na niego jak na kosmitę.
 -Widać, że nie znacie jego drugiej mrocznej strony. - Powiedział Piano,a Vettori się tylko zaśmiał.
 -On nie może mieć mrocznej strony. On jest zbyt kochany.- Zaczęłam go bronić,a potem się do niego przytuliłam.
 - Nie wiecie jak się mylicie. Vetto tylko jest taki milutki.
-Vetto jest milutki, bo jest milutki.
-Ja go znam dłużej od Ciebie i lepiej.- Odpowiedział Piano. -Vetto powiedz, że to tylko taka twoja maska.
 -Nieee... O czym ty mówisz Matteo.
 - Zresztą same zobaczycie w klubie jak Luca będzie bajerował niewinne laski,a  potem zostawi je na lodzie.
 - Odezwał się ten co żadnej w życiu nie dotknął.- Wywalił język Vettori, a ja coraz poważniej przysłuchiwałam się ich małej niewinnej wojence.
-Dobra, dobra. Oboje macie coś za uszami. Jak każdy prawda Ania??- Zapytała się mnie Cecil, a ja tylko wytrzeszczyłam oczy.
- O co Ci chodzi?- Zapytałam
-O Twojego szwedzkiego przyjaciela.
-Eeeej. Daj spokój. To dawno i nie prawda. Znaczy nie do końca prawda. Lepiej ty nam opowiedz o Simone. Studencie medycyny.
-Oj nie kochanie. To chwyt poniżej pasa.
-Tak. Na pewno. A mówić o nim to nie był chwyt poniżej pasa? - Zapytałam.
-Dobra, dobra. Nie kłóćmy się. Lepiej zjedzmy, wypijmy jeszcze trochę i jedźmy potańczyć do jakiegoś klubu. Właśnie. Jak ja dawno nie tańczyłam.
 W końcu zjedliśmy, posiedzieliśmy jeszcze trochę, wypiliśmy jeszcze więcej alkoholu i pojechaliśmy do klubu.
 Vettori od razu ruszył na parkiet. Ceci posiedziała chwilę ze mną i Matteo przy barze dopóki nie podszedł do niej jakiś chłopak i poprosił do tańca.
My siedzieliśmy i popijając jakimiś kolorowymi drinkami patrzyliśmy na ludzi.
-Idziemy tańczyć? -Zapytał Matteo.
-Ty i ja?-Chciałam się upewnić.
-Tak co w tym dziwnego.-Odpowiedział.
-Ty nie umiesz tańczyć Matteo,a zwłaszcza ze mną.
 -A chcesz się przekonać?-Wyciągnął rękę w moją stronę,a ja mu ją podałam i poszliśmy na parkiet.
 Dobra Matteo nauczył się tańczyć. Właściwie jak na taką wielką kłodę jaką jest tańczył zaskakująco dobrze.
 -Chyba musiałeś ćwiczyć ten taniec na wielu partnerkach co?- Prychnęłam gdy ten wreszcie schylił się na wysokość mojej twarzy.
-Trochę ich było, ale ty też lepiej się ruszasz. Może to zasługa twojego szwedzkiego przyjaciela, o którym nic nie wiem?- Zakpił.
-To przeszłość. Po co o tym mówić?
-Bo teraz my jesteśmy razem?- Odpowiedział pytaniem,a obok nas pojawił się Vettori, który zarządził, że właśnie chcę ze mną zatańczyć.
Tańczyliśmy sobie już kilka piosenek,a pijany Vettori wołał, że to ostatnia i tak po każdej piosence.
-Vetto muszę iść.
-Nic nie musimy.
-Ty nie ja muszę. Luca jesteś zalany.- Odpowiedziałam.
-Boli mnie, że od jakiegoś czasu mnie unikasz. Myślałem, że wszystko między nami jest na dobrej drodze do...- Język zaczął się mu plątać.
-Luca...To nie tak. Porozmawiamy jak wytrzeźwiejesz. Ja muszę już jechać do domu. Jestem bardzo zmęczona. Nogi mnie bolą, buty mam niewygodne.
-A mogę zabrać się z Wami?
-Jasne.- Odpowiedziałam i najpierw usadziłam Vettoriego przy barze,a potem poszłam zadzwonić po taksówkę w mniej głośnej łazience. Po wszystkim poszłam już do Piano, który tańczył z jakąś dziewczyną i szarpnęłam go za koszulę mówiąc:
-Jedziemy. Trzeba odwieźć Lucę. Jest całkiem zalany.
-Spoko.
-Może przenocowałbyś go u siebie?
-Dziś ty miałaś u mnie spać.
- Jutro też jest noc. Matteo to twój kumpel.- Powiedziałam idąc w stronę baru.
-To może niech odrazu nocuję u Ciebie. Najlepiej w Twoim łóżku z Tobą.
-Przestań. Przecież to twój przyjaciel.-Powiedziałam starając się go uspokoić.
-Mój przyjaciel, który leci na moją dziewczynę. Mam dość tego ukrywania.- Powiedział i mnie wyminął,a potem tylko poklepał Vettoriego po plecach i poszedł do wyjścia.
Zostawiając mnie w tyle. Potem odwrócił się tylko zapytać gdzie jest Cecil:
-Gdzie Ceci?
-Na moje oko to zabalowała z jakimś brunecikiem. - Powiedziałam,a on już nie słuchał i wsiadł do taksówki zostawiając otworzone drzwi od taksówki.
Jeszcze Piano się na mnie gniewa. 
Cudownie.
_________________________________
Hej hej hej! Trochę mnie tu nie było . Przepraszam, ale ja skończę to opowiadanie i planuję teraz bardziej się nim zająć. Zostało nam około 10 rozdziałów i myślę, że jeden na tydzień powinien się tu pojawiać. Oczywiście postaram się częściej,ale czy są jeszcze jacyś chętni żeby to czytać? Jeśli wy będziecie komentować mi będzie przyjemniej pisać.

piątek, 25 września 2015

Capitolo Diciassette

 Następnego dnia od rana gdy jeszcze leżeliśmy w łóżku bez śniadania. Tak po prostu ja oglądałam telewizję Piano czytał książkę, od czasu do czasu coś do siebie powiedzieliśmy. Widocznie nigdy nie byliśmy jakąś bardzo romantyczną parą, właściwie to nie byliśmy nawet trochę romantyczni w pewnych momentach i to się raczej nie zmieniło przez te wszystkie lata.

-Chcesz już coś zjeść? -Zapytał się mnie.

-Nie.- Odpowiedziałam.

-To może pić?-Kontynuował.

-Nie.

-Tak czy siak musisz teraz zjeść i wypić bo tabletki.- Powiedział podnosząc się z łóżka.

-Nie chcę jeszcze...

-Nie za bardzo mnie to interesuję.

-Szkoda, bo trochę chyba powinno.- Powiedziałam podnosząc brwi.

-Nie knuj, bo to obróci się przeciwko Tobie.- Wyszedł z dużego pokoju.

Po chwili usłyszałam dzwonek do drzwi.

- Otworzę.- Krzyknęłam do Piano, który był w kuchni.

-Leż.

-Już za późno.- Odpowiedziałam i otworzyłam drzwi, za którymi czaiła się Cecil.

-Cześć kochana. Promieniejesz. W ogóle nie widać, że jesteś chora.

-Nie przymilaj się małpo. Później się policzymy.- Powiedziałam.

- Może służy Ci jednak ta pielęgniarka, która wysłałam w zastępstwie. Tak w ogóle gdzie on jest? Muszę się przywitać. -Powiedziała kompletnie mnie ignorując i wchodząc w głąb domu.

-Teo, jak się ma nasza chora, zmordowana życiem i klęskami życiowymi?

-Cześć Cecil.- Myślę, że trochę lepiej.- Odpowiedział krojąc pomidora.

-Jak Twój kot Ceci?-Zapytałam się jej, stając w futrynie.

-A Tobie co... Ta choroba na zwoje mózgowe Ci się rzuciła?-Przecież wiesz, że nie cierpię tych sierściuchów.

-Wpadłaś.-Powiedziałam.

-Co??

-Przecież nie mogłaś przyjść, bo postanowiłaś pomóc jakiemuś kociakowi. Przynajmniej tak słyszałam...-Wytłumaczyłam jej.

-A o koty Ci chodzi? Usłyszałam, że o myszoskoczki...

-Cecil....Przecież koty nie rymują się w ogóle z myszoskoczkami...Nie mogły pomylić Ci się wyrazy w tym przypadku.

-Niby nie mogły, ale pomyliły i co zrobisz.- Uśmiechnęła się. - A Koty to moja nowa miłość. Że też ja ich nigdy nie lubiłam....Jak ja mogłam...Głupia byłam. W każdym razie od teraz Cię zapewniam kocham kociaki.

-Matteo powiedz, że mówiła....

- W sumie to sam nie pamiętam jak to było....

-Co?-Zapytałam niedowierzająco.- Jak możesz?

-Chora jesteś nie powinnaś wychodzić z łóżka.- Upomniała mnie Cecil.

-O proszę...Nagle pilnować Ci się mnie zachciało...

-A zamknij się Anka i idź do łóżka, bo muszę wyciągnąć pewne informacje od Teo.

-Nic od niego nie wyciągniesz.Prawda, Matteo?

-A mam co? Fajnie. -Odpowiedziała mi dziewczyna, a środkowy milczał.

-Nie, nie masz, ale tak Ci mówię. Żebyś się nie przeliczyła.

-Dobra, dobra. Idź do tego pokoju...Zajrzę do Ciebie po przesłuchaniu. - Wywaliła język w moją stronę.

-Myślałam,że od razu przyszłaś do mnie, ale jak nie...To szkoda. -Powiedziałam na pozór smutna.

-Nie nabiorę się na takie żarty znowu...

-A jesteś pewna, że to żart?-Odwróciłam się i spojrzałam na nią najsmutniejszymi oczami jakimi umiałam,a potem znów zaczęłam wlec się w stronę salonu.

Znikając z pola widzenia mojej przyjaciółki nie mogłam opanować już emocji i zaczęłam się szczerzyć i podśmiewać z całej tej sytuacji.

Tak jak się spodziewałam Ceci wpadła do pokoju parę sekund później,a widząc roześmianą mnie tylko zmroziła mnie wzrokiem i wróciła do kuchni.

Zawsze się nabiera, potem Matteo przyniósł mi śniadanie i zawrócił spiskować z Ceci. Na początku w sumie denerwowałam się rozmową między nimi, ale potem jakoś troszeczkę ciśnienie ze mnie zeszło i jadłam w spokoju śniadanie.

Po jakimś czasie dwójka wróciła do mnie i leżała przy mnie na łóżku.

-Na spiskowaliście się?

-Matteo nie był w nastroju do spiskowania. Z niego to coś wydusić... Możesz, więc przypuszczać, że moja odpowiedź brzmi nie. Nie na spiskowałam się, bo nie miałam z kim, ale prędzej czy później dowiem się jak Piano się Tobą opiekował. Jak nie od niego to od ciebie.

-Chcesz kanapeczkę? Zamkniesz w końcu  swoją jadaczkę i skończysz pierdzielić trzy po trzy. - Uśmiechnęłam się wyciągając do niej talerz z kanapką.

-Wiem,że oferujesz mi kanapkę, bo masz dość mojego mówienia, ale ja jestem głodna, więc ją przyjmę.

-Co nic nie mówiłaś? Jedz ile chcesz.- Zaśmiałam się

Gdy zjedliśmy wszyscy śniadanie,a Ceci się z nami pożegnała znowu leżeliśmy w łóżku.

-Myślałaś,że wypaplam?

-Nie...Może troszkę...Na początku...Potem coraz mniej, aż w końcu stwierdziłam,że to nierealne, żebyś komuś powiedział.

-Ufasz mi, aż tak??

-Staram się jak mogę, o co pytała ta podstępna małpa?

-O nic konkretnego...Chyba po prostu miała nadzieję, że jak zostanę na noc się Tobą opiekować, to się na Ciebie rzucę i zerwę ubrania,a potem to już wiesz co. W sumie mógłbym to zrobić, ale na razie Cię oszczędzam, bo jesteś chora.

-Jaki dobroduszny...

-Wiadomo.-Zaśmiał się

-Głupek.-Mruknęłam i poczułam jego usta na moim policzku.
_______________________________________
Nawet nie wiem kiedy minęło tyle czasu od ostatniego rozdziału....Dobrze jeszcze pamiętam jakbym 2 dni temu dodawała poprzedni rozdział xD 
Cóż....Przykro mi,że musiałyście tyle czekać. Następny mam prawie gotowy i obiecuję,że bd szybciej ale piszcie co uważacie. 

środa, 2 września 2015

Capitolo Sedici

-Czego oczekuje...Doskonale wiesz czego. 
- Nie wiem. Chcę to usłyszeć. Zawsze mówiłeś co masz na myśli... Czego chcesz, oczekujesz. Czemu teraz nie chcesz....- Zamilkłam gdy zaczął.
- Chcę Ciebie. Znowu. Nic już nam nie stoi na przeszkodzie. 
- Teraz Matteo nie stoi, ale wiemy co będzie za rok? Dwa? Nikt tego nie wie, a ty wtedy ze mną zerwałeś. Wtedy gdy nie było idealnie. 
-Między nami rzadko było idealnie. 
-To czemu znów chcesz, żeby było nieidealnie? Masz powodzenie. Możesz sobie poszukać idealnej.Po co Ci ja? - Zaczęłam gestykulować dłońmi,a on je przytrzymał jedną dłonią, nachylił się nad leżącą mną i pocałował mnie.
-Kocham Cię i jesteś nieidealna, a to dla mnie coś idealnego...Chociaż mnie wkurzasz. Bardzo często. - Odwróciłam głowę w jedną stronę i lekko się uśmiechnęłam przygryzając wargę. 
Chciałam dać mu nawet całusa, ale w pewnym momencie znów cofnęłam głowę na w miarę bezpieczną odległość. 
-A co będzie jeśli znowu zacznie nas coś dzielić?
-Jakoś to razem pokonamy. Zresztą nie jesteśmy już gówniarzami, prawda?
-Nie... A jak zechcę wyjechać do Polski? Nie wiem czy całe życie zechcę spędzić w Italii...
-Tooo....Będziemy włóczyć się tak między krajem,a krajem. Myślę, że gdzieś zawsze znajdzie się miejsce dla mnie. 
- Jesteś w stanie przenieść się dla mnie do innego kraju?-Zapytałam.- Zostawić rodzinę i przyjaciół. 
-Cóż.... Dużo ludzi przeprowadza się do innego kraju. Znajduję nowych przyjaciół, odwiedza starych, cieszy się życiem...Ty to zrobiłaś. Dlaczego ja bym nie mógł? - Dał mi odpowiedź splatając delikatnie moją dłoń ze swoją i kładąc bliżej mnie na swoim lewym boku. 
- Nie wiem co powiedzieć.
-Powiedz "Matteo myślałam o Tobie ciągle po moim wyjeździe, cieszę się że nadal mnie kochasz,bo ja też nadal szaleję za Tobą jak wariatka."- Starał się mówić to tak jak ja. 
- Nie wiem czy mogę tak powiedzieć.- Stwierdziłam lekko się uśmiechając. 
-Dlaczego?-Zmarszczył oczy. 
-Nie mam pojęcia czy mnie jeszcze kochasz. - Zaczęłam się z nim droczyć. 
-Przecież Ci to powiedziałem... 
-Kiedy? 
-No nie powiedziałem, ale tak można wywnioskować pomiędzy wierszami. 
-Pomiędzy wierszami nie.... Powiedz.- Uśmiechnęłam się do niego. 
-Kocham Cię.- Wyseplenił po polsku.
-Mogę wyjść teraz na potwora,ale... Kurcze Matteo. Kocham Cię, ale życie z Tobą jako chłopakiem jest cholernie trudne. 
-Bycie Twoim chłopakiem też nie należy do najprostszych zadań. 
-Ja po prostu nie jestem pewna. Ciągle się waham. Raz chcę wpaść Ci w ramiona, za drugim przywalić. Nie wiem co mi jest. Jestem jakaś...Niestabilna emocjonalnie chyba. 
-Możliwe.-Powiedział, ale mimo to był uśmiechnięty. 
-Z czego się śmiejesz pacanie, co?- Zapytałam poddenerwowana.-To wcale nie jest śmieszne. Dla Ciebie też nie powinno. 
-Za dobrze Cię znam.-Przewrócił oczami.-Ty bez swoich wewnętrznych życiowych rozsterek to nie ty. Pomimo upływu lat, więc byłem niemal pewny, że...
-Że co? 
-Że dojdziemy do takiego momentu.-Zaczął się śmiać. 
-Świnia!-Zaczęłam okładać go poduszką. 
-Masz trochę racji...- Powiedział i przygwoździł mnie do łóżka.- Tylko Twoja świnia. 
-Ejhejhejej.A co ty robisz?-Zapytałam próbując się uwolnić z jego uścisku. 
-Nic.- Odpowiedział trochę podwijając mi koszulkę, kładąc rękę na gołym biodrze i całując mnie. 
-Ej...Dziwne to nic.-Powiedziałam po chwili gdy się odsunął. 
-Możliwe,ale w ten sposób chcę Ci dać znać,że najlepszym sposobem byłoby danie nam jeszcze jednej szansy.  Żeby razem spróbować. Dajmy sobie miesiąc. Jeśli wszystko potoczy się dobrze, powiemy innym. 
-Będziemy wiedzieć tylko ja i ty? -Zapytałam.
-Jeszcze Twój tata. Z racji tego, że będzie nas słychać.
-Zboczeniec.-Walnęłam go w ramię. 
- I moja babcia.-Kontynuował.- Sorry maleńka, ale babcia musi wiedzieć o wszystkim.-Zaśmiał się. 
-Babcia może wiedzieć...- Powiedziałam,a ten nachylił się chcąc dać mi całusa. 
-Zarazisz się. Już i tak wystarczająco długo ze mną przybywasz i mnie nacałowałeś. 
-Właśnie, więc jeszcze jeden całus nie zaszkodzi.-Powiedział i tym razem pocałował mnie bez żadnych przeszkód. 
-Chcę mi się spać Matteo. Jest mi zimno.- Powiedziałam już zgodnie z prawdą. 
-To się przytul i śpimy.-Powiedział rozkładając swoje ramiona dla mnie. 
__________________________
Zaczęła się szkoła, to i więcej weny mam, bo robię wszystko byleby się nie uczyć. 
Zapraszam też na prolog na Maroufa. Liczę, że tam też zostawicie ślad po sobie i że bd się Wam podobać, bo to bd zwariowana historia. 
Bardziej niż ta i bohaterka będzie milsza i fajniejsza xD
To do spisania później o ile bd się Wam podobać i mam pisać dalej, bo to robi się gównem. 
Wiem, że ten rozdział nie jest najlepszy, ale nie umiem pisać takich przesłodzonych akcji. Nigdy, więc musicie mi to wybaczyć i skomentować i tak xD

niedziela, 30 sierpnia 2015

Capitolo Quindici

Obudziłam się w objęciach kogoś.  Przykryta kołdrą i wtulona w klatkę piersiową osoby leżącej obok mnie. Otworzyłam lekko oczy. Zobaczyłam tylko, że Piano śpi. Położyłam z powrotem głowę na poduszkę i dalej leżałam z zamkniętymi oczami. Widocznie oczekując, aż wstanę tak mu się nudziło,  że aż sam zasnął jak się przy mnie położył. Trochę niezręcznie.
Czułam się lepiej. Na pewno byłam bardziej wypoczęta, po tych nieprzespanych nocach z chusteczką w ręku .
Właściwie zaczęło chcieć mi się jeść i pić, siusiu też mi się trochę chciało. Nie ma opcji. Muszę obudzić Matteo. W końcu jest tu, żeby się mną zajmować.  Sam z Cecil uknuł ten spisek. Musi ponieść konsekwencje, ta małpa zajmę się później.
-Matteooo....Matttteeeo.Maaatteooooo...-Zaczęłam szturchać go palcem w policzek.
-Co się dzieje?- Zapytał jeszcze zaspany podnosząc się do pozycji siedzącej. 
-Jeść mi się chce i pić, siusiu muszę i nie chce już spać.  Już się wyspałam. 
- Jakbyś się nie wyspała to by dopiero było dziwne. Spałaś 11 godzin. Dochodzi 23.- Prychnął.
-Kochanie, po co te nerwy?-Zapytałaś lekko złośliwie. 
-Moje kochane słoneczko na prawdę zdrowieje. Znów jesteś ta pesymistyczna złośnicą.  Odzyskujesz siły.  -Również się do mnie uśmiechnął. 
- Zjadłabym spaghetti Napoli.
- Nie może być Bolognese?
-Nieee....Tam jest za dużo mięsa. Tatuś zawsze robi mi Napoli.
- Ale ja nie jestem Twoim ojcem.- Powiedział wstając. 
-Cecil powiedziała tacie, że zajmie się mną lepiej niż sam on, jesteś tu w zastępstwie za tego szatana, wiec chyba musisz zająć się mną jak tatuś. 
-Dobra, ale jak nie masz składników to Ci nie zrobię.
-Tatuś pojechałby  dla mnie do całodobowego sklepu po zakupy, ale przecież on mnie kocha. -Zaczęłam się z nim droczyć. 
Cóż przynajmniej będę mieć trochę zabawy przez tą chorobę i mojego kochanego pielęgniarza.
-Właściwie to wiesz co. Zadzwonię do Vettoriego. Na pewno chętnie zrobi mi do jedzenia makaron bo jestem chora i herbatę i da jakieś tabletki i zostanie na nocną zmianę. - Nie mogłam się opanować  żeby nie parsknąć śmiechem.
- Vetto jest na meczu.-Powiedział pewny swego.
- Zapomniałam. To zadzwonię do Cecil żeby przyjechała bo nie dajesz sobie rady.
- Idę zrobić Ci to spaghetti ty do nikogo nie dzwonisz i będziesz musiała zjeść cała miskę.- Powiedział trochę poddenerwowany, bo wiedział ze się nim bawię.
- Muszę iść siusiu Matteo.- Powiedziałam gdy ten się odwracał już na pięcie. - Nie mogę leżeć dłużej w łóżku, bo popuszczę.
  -Dobrze, chodź idziemy. -Wyciągnął w moim kierunku rękę i zaczął na mnie czekać. 
- Razem?- Przekrzywiam głowę. 
Myślałam że ja jestem chora ma grypę, ale on to jest chyba niepełnosprytny jak myśli ze bd przy nim sikać.
- Nie mów ze zrobiłaś się wstydliwa.  -Zaczął się śmiać. 
-Nie będę przy nikim sikać.
-Chyba serio jesteś chora. Nie umiesz wyczuć kiedy ktoś stroi sobie żarty. 
-Bardzo śmieszne.  Ja jestem chora, a ty żartujesz, bo to tak fajnie nabijać się z mniejszych, słabszych i chorych.-  Odkryłam się, wyszłam z łóżka i podreptałam do łazienki.
30 minut później makaron był w mojej ulubionej misce na łóżku.
- Jak tego wszystkiego nie zjesz to sam Ci to włożę do buzi.-Mruknął zajmując miejsce obok mnie i przykrywając się trochę kołdrą.
-Smacznego.- Powiedziałaś do niego, gdy ten zaczął jeść. 
-Smacznego.-Odpowiedział. 
Gdy już zjadłaś makaron razem z siatkarzem ten oznajmił.
-Wysiusiana, najedzona.  Możemy wrócić spać. 
-Ale Matteo...-Westchnęłaś. 
-Nie... Boże. Twoje ale nigdy nie oznacza nic dobrego. Zgubiłam Twój telefon, ale za to kota twojej siostry mam cały czas na smyczy . Zawieruszyłam kluczyki od twojego auta, ale to nic nie znaczy.  Prawdopodobnie są w pociągu który jedzie do Modeny. Matteo jeden z kolczyków, które od Ciebie dostałam wpadł do umywalki, ale jak pospieszysz się ze śrubokrętem jeszcze zdarzymy go uratować. - Zaczął udawać mój głos i mówić i przypominać o Twoich błędach. 
-Ty też nie byłeś taki idealny.-Mruknęłam- Pić mi się chcę.
-To sobie idź.- Mruknął.
-Matteo...
-Co chcesz?
-No pić.- Odpowiedziałam.
-To wiem. Co chcesz do tego picia?
-Mmmm......Co jest w lodówce.
-Nie możesz pić rzeczy z lodówki.
-Ja lubię. Matteo...
-Wiem,że lubisz ale nie możesz.  Co chcesz?
-To chcę coś ciepłego. Herbata będzie idealna.
-Okay.- Powiedział znowu podnosząc się z łóżka.
-Niech Bóg Ci w dzieciach wynagrodzi, z jakąś porządną kobietą rzecz jasna.- Powiedziałam i wtuliłam się znowu w poduszkę.- Byleby tą kobietą nie była ja.- Mruknęłam jeszcze.
- Na pewno nie będziesz ty.- Stanął w futrynie. - Powiedziałaś porządną,a ty przecież jesteś szajbnięta.
-Dzięki.  Ulżyło mi, że nie pomyślałeś o mnie.
-W sumie to nigdy nie wiadomo czy nie zechcę mieć dzieci z szajbuską.
-Szajbuska nie będzie chciała mieć dzieci z tobą. Szajbuska w ogóle nie chcę mieć dzieci. - Uśmiechnęłam się do niego sztucznie.
-Zobaczymy.
- Idź ty robić tą herbatę. Na razie jesteś tylko moim byłym. To,że się dogadujemy jeszcze nic nie znaczy.
-Skarbie ja nie jestem twoim byłym. Ja jestem twoim byłym, przyszłym, niedoszłym, obecnym, może kiedyś nawet mężem.
-Ta... Na pewno. Idź już lepiej rób tą herbatę. Przynieś też termometr z szafki,bo coś mi się zimno znowu robić zaczyna.
Gdy dostałam termometr do ręki Odłożyłam go na bok a Matteo zmierzył mnie wzrokiem. 
- Chodź obok mnie - poklepałam miejsce na łóżku. 
- Co się stało?  
-Pogadać chce.  Poważnie.  
-Jest już późno jesteś chora to nie czas na poważne rozmowy. 
- Kiedy ja chcę.  Odpowiedź mi na jedno pytanie. Czego ty oczekujesz ode mnie Matteo? 
___________________________________
Hej. Wracam po przerwie długiej przerwie. Tak naprawdę rozdział był gotowy już dawno. Nwm czmu go nie wstawiłam. Na początku w sumie nikt nie komentował poprzedniego, potem pogoda nie sprzyjała, żeby usiąść choć na chwilę do komputera i dodać rozdział.
Przepraszam Was za to powyżej. Wiem,że rozdział nie jest górnolotny, ale cóż.......Wolałam dodać to teraz, żeby zatrzymać przestuj. Kiedy następny. Zobaczymy czy wgl jeszcze ktoś to czyta, a jak czyta to niebawem, bo zaczyna się rok szkolny i bd robić wszystko, żeby tylko się nie uczyć xD
Tak wgl mam pomysł na duet z Savanim i Travicą. Byłyby jakieś chętne do czytania?

piątek, 24 lipca 2015

Capitolo Quattordici

Doszłam do domu po powolnym spacerze. W trakcie którego zastanawiałam się, dlaczego muszę komplikować swoje życie. Nie mogę tak po prostu zamknąć  drzwi i otworzyć okno. Chociaż to niezrozumiałe... Nie mogę pozbyć się tego dziwnego wrażenia,  że robię coś za plecami Piano  to jest conajmniej mało sprawiedliwe. Z drugiej strony mam zaś przeczucie, że pewne sprawy umykają mi przez palce.
Chciałabym spotkać się bez żadnego okłamywania innych z Lucą, ale przeraża mnie, że gra może okazać się nie warta przysłowiowej świeczki.
- Ania? Wszystko dobrze skarbie?- Moje rozmyślanie przerwał tata, wchodząc do mojej sypialni i włączając światło.
- Tak. Leże już, bo jutro mam wykłady od rana.
- Dobrze. To Ci nie przeszkadzam. Kocham Cię, dobranoc.- Powiedział
-Jestem już taka stara, a traktujesz mnie jak 4 latkę.
-Wybacz jesteś moim jedynym dzieckiem i oczkiem w głowie.
-Może nie będę zawsze jedynym dzieckiem. - Postanowiłam pociągnąć konwersacje.
- W moim wieku?- Zakpił.
- Starsi zostają ty masz trochę po czterdziestce, zresztą spotykasz się z jakąś kobietą.
-To nie jest jeszcze taki etap.- Uśmiechnął się.
- W każdym razie, jeśli chcesz wziąć ślub, mieć jeszcze gromadkę dzieci to rób to na co masz ochotę.
-Chyba poczekam jeszcze trochę na Twoje dzieci.
- Nie bądź śmieszny. Dobranoc, tato.- Powiedziałam gdy ten powoli zamykał drzwi od mojego pokoju.
Gdy mój rodziciel mnie opuścił nie miałam już siły dłużej kontemplować nad moim losem i wtuliłam głowę w poduszkę po czym zasnęłam.
Obudziłam się z okropnym uczuciem, jakby ktoś uderzał w moją czaszkę siekierą, bolały mnie wszystkie kości i mięśnie, nie mogłam powiedzieć ani słowa, a z nosa ciągle ciekła woda.
Spojrzałam na wyświetlacz mojego telefonu i zobaczyłam, że jest dopiero 3:16. Z racji tego, że trzęsłam się z zimna jedynym ratunkiem był tata. Zadzwoniłam do niego, a ten po dłuższej chwili przyniósł mi tabletki, ciepłą herbatę i termometr cały zaspany. Gdy upewnił się jaką mam temperaturę, że wzięłam tabletki i niczego więcej nie potrzebuje, wrócił do swojej sypialni. 
Wyszło na to, że w poniedziałek nie poszłam na uczelnie tylko leżałam z 40 stopniową gorączką w łóżku ledwo mówiąc i kichając średnio 3 razy na minutę. Tata strasznie przeżywał. że musi mnie zostawić samą, ale Ceci obiecała,że się mną zajmie jak własną siostrą.
W każdym razie we wtorek tata zgodnie z planem pojechał na mecz z chłopakami z Modeny, a ja zostałam sama w domu.
Nie robiłam nic pasjonującego, po postu leżałam okryta kołdrą pod sam nos i oglądałam tv oczekując przyjścia Ceci.
Gdy usłyszałam przekręcanie klucza w drzwiach wejściowych zbytnio się nie przejęłam. Dopiero gdy obok mnie wyrosły dużo za duże stopy jak na Cecil i za długie nogi nawet jak na nią skierowałam wzrok na twarz osobnika:
-Co ty tu robisz?-Zapytałam gdy ujrzałam Piano z torbą zakupów i opatulonego szalikiem pod sam nos.
-Będę Twoją opiekunką na czas Twej choroby.
-Że co? Nie mam ochoty na żarty, gdzie ta małpa?
-Ceci musiała się zając kotem czy coś... Jestem w każdym razie w jej zastępstwie. Mogłbym powiedzieć nawet, że będę się Tobą lepiej opiekować.- Powiedział siadając na łóżko i przy okazji moją nogę tak, że syknęłam.
-Cecil nienawidzi zwierząt.
-Może chcę to zmienić?-Zapytał sam niedowierzająco.
-Nasłała Cię na mnie prawda?Niech wszystkie piekła pochłoną tą podstępną kombinatorkę.
-Ej nie,że od razu nasłała. Po prostu stwierdziliśmy razem, że lepiej będzie jeśli ja się do Ciebie wybiorę. - Powiedział i poklepał mnie w kolano.
-Tak właściwie....To nagle dostałam znowu straszliwego bólu gardła...Lepiej będzie jak nie będę przemęczać głosu....- Ściszyłam głos na tyle ile mogłam i udawałam, że mówienie sprawia mi wielką trudność. -Właściwie jestem też strasznie senna. Chyba znów mam gorączkę. Prześpię się jeszcze.- Mruknęłam i przykryłam się kołdrą jeszcze bardziej.
-Jasne, jasne. Śpij, a jak wstaniesz to się tobą zajmę. Spokojnie. Wyjdziesz z tej choroby w mgnieniu oka.
*
Przepraszam, trochę nawaliłam z terminem, ale w tym czasie byłam ciągle w rozjazdach praktycznie i nie miałam czasu, a jak miałam czas to nie miałam weny, ale koniec z tym leniem. Zaczynam znów pracę i pisanie na wyższych obrotach. Myślę,że jeszcze w ten weekend, albo trochę po coś tu się pojawi i przepraszam, że takie to krótkie, ale następny będzie dłuższy :D
Piszcie co tam jak tam itd.
PRZEPRASZAM TEŻ ZA BŁĘDY, ALE PADAM NA PYSK I CHCĘ TYLKO SPAĆ, OBIECUJĘ, ŻE TO POPRAWIE JAK TYLKO TROCHĘ ODEŚPIĘ.

niedziela, 12 lipca 2015

Capitolo Tredici

Ruszyłam do salonu za środkowym, który usiadł na kanapie i poklepał miejsce obok siebie. Usadowiłam się obok niego.
-Oboje jesteśmy trudnymi ludźmi, wiesz o tym?- Zapytał mnie.
-Zdaję sobie z tego sprawę.
-Zawsze było nam trudno się dogadać...
-Do czego dążysz? Przebyliśmy już jedną trudną rozmowę dzisiaj.
-Chciałbym, żeby między nami było na prawdę normalnie. Rozumiesz. Normalnie. Nie chcę czegoś takiego, że nawet jak się przeprosimy, to ciągle mamy do Siebie jakieś uszczypliwości.
-Wybacz, ale w tej sytuacji to raczej normalne. Nigdy nie będziemy już super przyjaciółmi i nigdy prawdopodobnie nie będziemy pałać na swój widok radością.
-Ja się cieszę na twój widok i przykro mi,że nie podzielasz mojej radości.
-Nie mam siły się kłócić.- Powiedziałam przecierając oczy.
-Nie chcę się z tobą kłócić. - Odpowiedział kładąc rękę na moim kolanie.
- Matteo, pozwalasz sobie na zbyt wiele.- Mruknęłam patrząc na moją nogę.
-Dobra.- Przewrócił oczami i powoli zabrał swoją dłoń z mojego kolana.
-W co ty grasz?- Zapytałam.
-W nic. Cieszę się, że Cię widzę i z tym psem ogrodnika, że niby nie chcę, ale nie oddam to nie jest tak.- Odpowiedział wymijająco.
-Możesz jaśniej? Bo zdaję mi się,że przestałam już rozumieć włoski.
-Nikt,by mnie nie przekonał jeszcze parę miesięcy temu, że będę to mówić, ale nie chcę żebyś spotykała się z Lucą nie dlatego, że byłaś moją dziewczyną i nie chcę Cię, ale też nie oddam. To jest coś w rodzaju. Nie oddam Cię,bo to skomplikowane.
-Coraz bardziej bredzisz.
- Ludzie popełniają błędy.- Nagle zaczął.
 -Okay. Zgadzam się.
-Moim błędem było to, że pozwoliłem Ci odejść.
-Właściwie to ty dałeś mi wtedy do zrozumie..
-Wiem.- Przerwał mi.- Cholernie tego żałuję i chciałbym to wszystko naprawić.
-Jesteś tak pokręcony, że nie wiem o co Ci chodzi.- Zaczęłam się śmiać, znowu przecierając twarz dłońmi ze zmęczenia.
-Zostań dzisiaj ze mną.- Powiedział łapiąc mnie za rękę.
- Po co?
-Tak chcę pogadać. Pozbyć się wszystkich niejasności i usłyszeć co u Ciebie.
-Boże...Ty na serio? Chcesz się ze mną przyjaźnić?
-Ja chcę,żeby było tak jak parę lar temu.
-Byliśmy wtedy dziećmi, no dobra. Ja byłam dzieckiem. W każdym razie...
-Wiem. że będzie nam trudno zacząć ze sobą normalnie rozmawiać, bo ty studiujesz w Polsce, a ja gram tutaj, ale...
-Matteo. Ja nie studiuję wcale w Polsce.- Powiedziałam patrząc na niego, a potem przenosząc swój wzrok na moją dłoń, którą on cały czas trzymał w swoich rękach.
 -To co robisz?-Popatrzył się na mnie dziwnie.
-Studiuję, ale tutaj.
-Że tu i może jeszcze tutaj mieszkasz?
-Chyba raczej muszę, bo tu studiuję.
-Że z Twoim tatą? A ja nic nie zauważyłem?
-Tak unikanie Cię to była ciężka sztuka, ale wytrwałam.
- Po co udawałaś?
- Bo miałam Cię dość. Serio.
-Ale przeszło Ci.
-Pewnie by nie przeszło, ale Ceci kazała mi się z Wami spotkać w ten weekend i przeprosiliśmy się, także nie czuję już potrzeby chowania się.
-Poczułem się jak wtedy gdy zamknęłaś się z moją siostrą w pokoju, bo miałaś mnie dość, a przyjechałaś do mnie.
-To było wieki temu.- Zaśmiałam się.
- Zostaniesz? Naprawdę chcę spędzić z Tobą trochę czasu.
-Nie.
-Dlaczego?-Dopytywał się.
- Bo zostawanie u swojego byłego na noc jest co najmniej, nieodpowiednie.-Mruknęłam wstając.
-To spotkajmy się jutro.- Powiedział idąc za mną.
-Jutro....- Nagle przypomniało mi się o spotkaniu z Lucą.- Nie mogę. - Popatrzyłam na niego.
-To w poniedziałek?
-Ty masz treningi, ja studia.- Odpowiedziałam.
-Znajdę trochę czasu w poniedziałek, jeśli Ci odpowiada.- Widziałam,że się stara.
-We wtorek wyjeżdżacie na mecz.
-Ja nie jadę. Mam naderwany bark i muszę oszczędzać się na treningach, a na mecz nie jadę, bo za duże ryzyko i podróż do Turcji też nie polepszyłaby stanu zdrowia mojego barku.
-We wtorek mam wolne na uczelni. Zgadamy się w takim razie. Dobranoc- Dałam za wygraną i wyszłam z jego domu, chociaż wcale nie podobała mi się wizja ponownego spotkania.
Akceptuje go, nawet mi w niczym nie wadzi, ale żadnej przyjaźni czy czegoś w tym typie to już  między nami nie będzie.
Wstałam około 14. W sumie nie robiłam nic ciekawego. Tylko poleżałam jeszcze trochę w łóżku, w końcu doprowadziłam się do porządku i gdy nadeszła odpowiednia godzina wzięłam swoją torbę, założyłam zimową kurtkę i ruszyłam do Kirke. Gdy weszłam do knajpki była w nim garstka osób, a wśród nich Vetto.
- Cześć.-Podeszłam do niego, a on wstał i pocałował mnie w policzek.
-Odwiesiłam kurtkę na krzesło i usiadłam na przeciwko niego.
- Zanim zaczniemy rozmawiać o czymkolwiek mam prośbę.
- Jeżeli będę Ci umiał pomóc to chętnie ją spełnię.
-Piano nie może się dowiedzieć o tym, że dzisiaj spotkałam się z Tobą. Rozumiesz nic nie wiesz na mój temat. Utrzymujemy tylko kontakt jak spotkamy się z nim i Ceci.
-Powiedzmy, że Ci pomogę.- Mówił gdy kelner przyniósł nam menu.- W każdym razie jestem tylko facetem i mam warunek.
-Dobra.- Zaśmiałam się jaki.
-Powiesz mi dlaczego.
-Pewnie i tak bym Ci powiedziała dlaczego, bo Twoja osoba ma na mnie bardzo pozytywny wpływ, w każdym razie wczoraj jak się pogodziłam z Piano to tak jakby negocjowaliśmy warunki. Powiedziałam mu, że możemy być znajomymi, ale nikt nie wtrąca się do życia drugiego. On powiedział mi, że dobrze, ale pod warunkiem, że nie będę się z tobą spotykać tylko we dwoje, a potem się z umówiliśmy i w sumie mówiłam ci, że masz o tym im nie mówić, ale wolałam się przypomnieć.
-Dobra. Nie ma sprawy. Umiem się ukrywać.
- Z twoim wzrostem to musi być wyczyn.- Zaśmialiśmy się.
- Zabawne, lepiej pomyśl co chcesz zjeść.
W końcu zamówiliśmy, śmiejąc się czekaliśmy na posiłek,a gdy nadszedł jedliśmy i ciągle gadaliśmy, popijając co jakiś czas sokiem pomarańczowym:
- W sumie szkoda, że ani ty ani ja nie możemy się napić.
-Ja teoretycznie rzecz biorąc mogę, ale nie chcę pić w samotności.
-To może jak zjemy to pójdziemy do mnie, obejrzymy jakiś film i wypijemy wino?
- Nie masz jeszcze dojść mojej osoby?
-Twojej? W życiu.-Zaśmiał się.
-To możemy się jeszcze razem wybrać.- Uśmiechnęłam się do niego. - Ale pamiętaj, jak będziesz miał mnie dość to sam sobie zgotowałeś taki los.
Gdy zebraliśmy się już z restauracji, pojechaliśmy samochodem Vettoriego do jego mieszkania. Jak na faceta miał całkiem czysto. Usiedliśmy na kanapie i otworzyliśmy czerwone wino.
Siedząc tak i rozmawiając, gdy wypiłam już 4 lampkę, zaczęłam mieć wyrzuty sumienia.  Kim ja jestem, żeby okłamywać Matteo? Rozbijać ich przyjaźń i prosić jednego, żeby nie powiedział prawy drugiemu, żeby moje kłamstwo nie wyszło.
-Wiesz Luca nagle tak dziwnie się poczułam. Chyba muszę się zbierać.
-Wszystko dobrze?
-Ta, tylko chyba muszę już iść, bo rano mam ćwiczenia,a głowa zaczyna mnie boleć.
-Poczekaj zadzwonię po taksówkę.- Powiedział, ale złapałam go za ramie.
-Muszę się chyba dotlenić, Piano zawsze powtarzał, że dzieci takie jak ja nie powinny tykać się alkoholu i innych używek. Chyba miał rację.-Lekko się uśmiechnęłam.
-Ale przecież do Ciebie jest kawał drogi.
-Chcę się przejść Luca. Nic mi nie będzie.
-Jest ciemno.... i zimno.
-Ulice są oświetlone i pełno jeszcze pewnie ludzi na mieście i przejeżdżających samochodów.
-Nie wygram dzisiaj z tobą?- Zapytał się patrząc jak ubieram kurtkę.
-Nie.-Odpowiedziałam.
-Dobra, możesz iść, ale wyślij mi wiadomość jak dojdziesz, a jak nie wyślesz wiadomości za 30 minut to sam będę dzwonić, aż odbierzesz. Nie chcę Cię mieć na sumieniu.
-Nie będziesz.- Odpowiedziałam i pocałowałam go w policzek na dobranoc. - To ja będę na swoim sumieniu, za swoją niereformowalność. Cześć.
-Cześć. Uważaj na siebie.
-Spoko. Nie mam 4 lat, a że zachowuję się tak jakbym miała to już inna sprawa. -Zaśmiałam się otwierając drzwi i odwracając się żeby pomachać Lucę, a potem zbiec po schodach na klatce.
*
Hej! Rozdział nie jest wysoko lotny zdaję sobie z tego sprawę, starałam się zwracać uwagę na to co napisała mi Azzurra, wiem że nie do końca mi się udało, ale chciałam to dodać szybciej,bo mam jeszcze parę spraw dziś do załatwienia. Czy mam jeszcze na coś zwrócić uwagę, albo co nadal robię źle sama ocenisz i mam nadzieję mi napiszesz :> Dziękuję też za każdy komentarz, one bardzo motywują :D Także piszcie co Wam się podoba, jak myślicie co się później wydarzy itd, bo dla mnie to sama przyjemność czytać Wasze komentarze :D A i wcale nie uważam, że Luca jest spedalony (Ceci po prostu się o wszystko czepia) i wiem, że Matteo nosi ciaśniejsze rureczki itd. Według mnie to żaden nie jest zbytnio gejowaty także tego... To po prostu pojawiło się w rozdziale, bo Ceci ma niewyparzony pysk i jest moją ulubioną bohaterką w tym opowiadaniu :P
P. S Meggi kocham Cię za ten komentarz o rzucaniu :P

środa, 8 lipca 2015

Capitolo Dodici

Dobra, może przesadziłam i to nie było coś pokroju mojego życiowego błędu, ale jak zwykle okazałam się istotą bardzo przyćmioną i nie wiem jaki diabeł we mnie wstąpił, że się zgodziłam.
Wiadomo przecież, że przy takich grach, zawsze jest coś idiotycznego.
Nie ma opcji,żeby nie zrobić przy niej z Siebie idioty, albo musisz odpowiadać na jakieś pytania, które Cię poniżą, albo przysporzą kłopotu, bądź zrobić idiotę z własnej osoby jakimś zadaniem.
- Ja kręcę pierwsza, jako że był to mój genialny pomysł.- Stwierdziła Cecil, biorąc do jednej ręki butelkę, a w drugiej trzymając kawałek pizzy.
-Trochę nieforemne to koło.- Mruknął Vettori.
Miał rację, koło to to nie było. Co najwyżej jakieś jajo, albo coś jeszcze bardziej pokracznego z racji tego, że nikt nie chciał zmieniać swojej pozycji i Matteo stwierdził,że nawet siedząc tak będzie się nam dobrze grało.
Ceci zakręciła butelką, która wypadła na Lucę.
-Pytanie.- Mruknął.
- Jesteś gejem?- Zapytała brunetka, a ja zaczęłam krztusić się pizzą, Piano tarzał się po ziemi, a potem zaczął klepać mnie po plecach.
-Nie. Skąd ten pomysł?- Zapytał z dziwną miną po chwili, gdy minął pierwszy szok.
-Wyglądasz na takiego spedalonego.
-Nie prawda.- Powiedziałam za niego.
-Dogadujesz się doskonale z Anką, ze mną też w sumie masz dobry kontakt, nosisz te rurki...
-Piano też je nosi.- Próbowałam go bronić.
-Anka jest fajna, lubię ją, a Ty jesteś wariatką i nikt nie powiedział,że Cię lubię.- Powiedział biorąc kawałek pizzy.
-Ej ja mam uczucia.- Powiedziała.
-Dobra. Ciebie też lubię. Ogólnie Was lubię fajne jesteście. - Powiedział na odczepnego, biorąc do ręki butelkę.
Położył ją na podłodze i delikatnie zakręcił. Wypadła na Matteo.
- Pytanie. Wiem jakie dałbyś mi zadanie i to nie wchodzi w grę.
-Dobra. Poczekaj. Czemu nie powiedziałeś mi, że byłeś z Anką?
-Właściwie to nie wiem...- Mruknął.
-Nie satysfakcjonuje mnie ta odpowiedź.
-Chyba musi. -Odpowiedział i zakręcił butelką, która wypadła na Ceci.
-Pytanie.
-Czy Anka miała kogoś po tym jak wyjechała z Italii?
-Dokładnie nie wiem, ale wiem,że miała kumpla. Bardzo dobrego  i nawet do Niemiec do niego jeździła. Oczywiście oficjalnie to tylko jej przyjaciel.
 -To nadal mój przyjaciel i zawsze był tylko moim przyjacielem.
-Byłaś z Niemcem? - Zaśmiał się Piano.
-Przyjaźniłam się tylko to raz, a dwa to jest Szwed, który pracuję w Niemczech i nadal utrzymuję z nim bliskie kontakty. Przyjacielskie. Zresztą nawet jakbym z nim była, albo nawet tylko z nim sypiała to moja sprawa, a następnym razem kieruj te pytania do mnie nie do Ceci i gdybyś mógł to nie podczas takiej gry. - Powiedziałam podnosząc swój zadek z podłogi i szukając telefonu.
-Idziesz?-Zapytała Cecil.
-Do łazienki.- Odpowiedziałam i poszłam do pomieszczenia.
-Obmyłam twarz wodą, popatrzyłam w swoje odbicie i wytarłam się ręcznikiem po czym wróciłam.
-Może przerwiemy już tą zabawę? -Zapytał Piano.
-Ja chcę zakręcić. Jeszcze jeden raz. - Zaczęła piszczeć Ceci.
-Kręć. Byle szybko.- Westchnął Luca. -Za bardzo czuję się jak gimnazjalista.
Butelka wypadła na mnie.
-Wyzwanie.- Odpowiedziałam.
-Twoim wyzwaniem będzie odpowiedzenie na moje 3 pytania. - Puściła mi oczko.
-To nie jest uczciwe, ale niech będzie.
-Gdybyś mogła cofnąć czas nie wyjechałabyś wtedy?
-Czasu nie da się cofnąć.
-Czego najbardziej żałujesz z przeszłości?-Pytała dalej.
-Było parę przykrych rzeczy, które mogłam zrobić inaczej, ale one  mnie kształtują jako człowieka i jak popełniłam jakiś błąd to wiem,że drugi raz go nie popełnię.
-Traktujesz związek z Matteo w kategorii błędu z perspektywy czasu?
-Nie, raczej nie.
-Jakie dyplomatyczne odpowiedzi. Nie dałaś się ponieść.- Powiedziała Ceci.
-Bywa.- Uśmiechnęłam się.
-Ale jestem śpiąca.- Rozciągnęła się Ceci.- Jedziemy Luca?
-Jasne. Jestem napity, najedzony, czuję się młodziej przez tą butelkę. Możemy wracać.- Zaśmiał się.
-Też w sumie będę się zbierać, bo mi tata dom zamknie przed nosem, a ja klucza nie wzięłam. - Powiedziałam idąc za Ceci w stronę korytarza.
-Ania...Możesz zostać jeszcze chwilę? Chcę pogadać. - Powiedział Piano.
-Dobra, ale tylko chwilę.- Odpowiedziałam i przyglądałam się jak Ceci i Luca się ubierają.
Gdy pożegnaliśmy się z ową dwójką Piano znów wskazał mi ręką salon.
***
Hej miśki! Rozdział nie jest wysokich lotów, nawet średnich. Serio nie podoba mi się bardzo, ale w sumie jestem z Siebie dumna, bo myślałam, że dzisiaj już go nie napiszę i nic nie dodam, ale się przemogłam.
To co? Co myślicie? Za kim jesteście i wgl piszcie o tym co Wam się podoba, co nie, i jak uważacie jak dalej się potoczy.