piątek, 24 lipca 2015

Capitolo Quattordici

Doszłam do domu po powolnym spacerze. W trakcie którego zastanawiałam się, dlaczego muszę komplikować swoje życie. Nie mogę tak po prostu zamknąć  drzwi i otworzyć okno. Chociaż to niezrozumiałe... Nie mogę pozbyć się tego dziwnego wrażenia,  że robię coś za plecami Piano  to jest conajmniej mało sprawiedliwe. Z drugiej strony mam zaś przeczucie, że pewne sprawy umykają mi przez palce.
Chciałabym spotkać się bez żadnego okłamywania innych z Lucą, ale przeraża mnie, że gra może okazać się nie warta przysłowiowej świeczki.
- Ania? Wszystko dobrze skarbie?- Moje rozmyślanie przerwał tata, wchodząc do mojej sypialni i włączając światło.
- Tak. Leże już, bo jutro mam wykłady od rana.
- Dobrze. To Ci nie przeszkadzam. Kocham Cię, dobranoc.- Powiedział
-Jestem już taka stara, a traktujesz mnie jak 4 latkę.
-Wybacz jesteś moim jedynym dzieckiem i oczkiem w głowie.
-Może nie będę zawsze jedynym dzieckiem. - Postanowiłam pociągnąć konwersacje.
- W moim wieku?- Zakpił.
- Starsi zostają ty masz trochę po czterdziestce, zresztą spotykasz się z jakąś kobietą.
-To nie jest jeszcze taki etap.- Uśmiechnął się.
- W każdym razie, jeśli chcesz wziąć ślub, mieć jeszcze gromadkę dzieci to rób to na co masz ochotę.
-Chyba poczekam jeszcze trochę na Twoje dzieci.
- Nie bądź śmieszny. Dobranoc, tato.- Powiedziałam gdy ten powoli zamykał drzwi od mojego pokoju.
Gdy mój rodziciel mnie opuścił nie miałam już siły dłużej kontemplować nad moim losem i wtuliłam głowę w poduszkę po czym zasnęłam.
Obudziłam się z okropnym uczuciem, jakby ktoś uderzał w moją czaszkę siekierą, bolały mnie wszystkie kości i mięśnie, nie mogłam powiedzieć ani słowa, a z nosa ciągle ciekła woda.
Spojrzałam na wyświetlacz mojego telefonu i zobaczyłam, że jest dopiero 3:16. Z racji tego, że trzęsłam się z zimna jedynym ratunkiem był tata. Zadzwoniłam do niego, a ten po dłuższej chwili przyniósł mi tabletki, ciepłą herbatę i termometr cały zaspany. Gdy upewnił się jaką mam temperaturę, że wzięłam tabletki i niczego więcej nie potrzebuje, wrócił do swojej sypialni. 
Wyszło na to, że w poniedziałek nie poszłam na uczelnie tylko leżałam z 40 stopniową gorączką w łóżku ledwo mówiąc i kichając średnio 3 razy na minutę. Tata strasznie przeżywał. że musi mnie zostawić samą, ale Ceci obiecała,że się mną zajmie jak własną siostrą.
W każdym razie we wtorek tata zgodnie z planem pojechał na mecz z chłopakami z Modeny, a ja zostałam sama w domu.
Nie robiłam nic pasjonującego, po postu leżałam okryta kołdrą pod sam nos i oglądałam tv oczekując przyjścia Ceci.
Gdy usłyszałam przekręcanie klucza w drzwiach wejściowych zbytnio się nie przejęłam. Dopiero gdy obok mnie wyrosły dużo za duże stopy jak na Cecil i za długie nogi nawet jak na nią skierowałam wzrok na twarz osobnika:
-Co ty tu robisz?-Zapytałam gdy ujrzałam Piano z torbą zakupów i opatulonego szalikiem pod sam nos.
-Będę Twoją opiekunką na czas Twej choroby.
-Że co? Nie mam ochoty na żarty, gdzie ta małpa?
-Ceci musiała się zając kotem czy coś... Jestem w każdym razie w jej zastępstwie. Mogłbym powiedzieć nawet, że będę się Tobą lepiej opiekować.- Powiedział siadając na łóżko i przy okazji moją nogę tak, że syknęłam.
-Cecil nienawidzi zwierząt.
-Może chcę to zmienić?-Zapytał sam niedowierzająco.
-Nasłała Cię na mnie prawda?Niech wszystkie piekła pochłoną tą podstępną kombinatorkę.
-Ej nie,że od razu nasłała. Po prostu stwierdziliśmy razem, że lepiej będzie jeśli ja się do Ciebie wybiorę. - Powiedział i poklepał mnie w kolano.
-Tak właściwie....To nagle dostałam znowu straszliwego bólu gardła...Lepiej będzie jak nie będę przemęczać głosu....- Ściszyłam głos na tyle ile mogłam i udawałam, że mówienie sprawia mi wielką trudność. -Właściwie jestem też strasznie senna. Chyba znów mam gorączkę. Prześpię się jeszcze.- Mruknęłam i przykryłam się kołdrą jeszcze bardziej.
-Jasne, jasne. Śpij, a jak wstaniesz to się tobą zajmę. Spokojnie. Wyjdziesz z tej choroby w mgnieniu oka.
*
Przepraszam, trochę nawaliłam z terminem, ale w tym czasie byłam ciągle w rozjazdach praktycznie i nie miałam czasu, a jak miałam czas to nie miałam weny, ale koniec z tym leniem. Zaczynam znów pracę i pisanie na wyższych obrotach. Myślę,że jeszcze w ten weekend, albo trochę po coś tu się pojawi i przepraszam, że takie to krótkie, ale następny będzie dłuższy :D
Piszcie co tam jak tam itd.
PRZEPRASZAM TEŻ ZA BŁĘDY, ALE PADAM NA PYSK I CHCĘ TYLKO SPAĆ, OBIECUJĘ, ŻE TO POPRAWIE JAK TYLKO TROCHĘ ODEŚPIĘ.

niedziela, 12 lipca 2015

Capitolo Tredici

Ruszyłam do salonu za środkowym, który usiadł na kanapie i poklepał miejsce obok siebie. Usadowiłam się obok niego.
-Oboje jesteśmy trudnymi ludźmi, wiesz o tym?- Zapytał mnie.
-Zdaję sobie z tego sprawę.
-Zawsze było nam trudno się dogadać...
-Do czego dążysz? Przebyliśmy już jedną trudną rozmowę dzisiaj.
-Chciałbym, żeby między nami było na prawdę normalnie. Rozumiesz. Normalnie. Nie chcę czegoś takiego, że nawet jak się przeprosimy, to ciągle mamy do Siebie jakieś uszczypliwości.
-Wybacz, ale w tej sytuacji to raczej normalne. Nigdy nie będziemy już super przyjaciółmi i nigdy prawdopodobnie nie będziemy pałać na swój widok radością.
-Ja się cieszę na twój widok i przykro mi,że nie podzielasz mojej radości.
-Nie mam siły się kłócić.- Powiedziałam przecierając oczy.
-Nie chcę się z tobą kłócić. - Odpowiedział kładąc rękę na moim kolanie.
- Matteo, pozwalasz sobie na zbyt wiele.- Mruknęłam patrząc na moją nogę.
-Dobra.- Przewrócił oczami i powoli zabrał swoją dłoń z mojego kolana.
-W co ty grasz?- Zapytałam.
-W nic. Cieszę się, że Cię widzę i z tym psem ogrodnika, że niby nie chcę, ale nie oddam to nie jest tak.- Odpowiedział wymijająco.
-Możesz jaśniej? Bo zdaję mi się,że przestałam już rozumieć włoski.
-Nikt,by mnie nie przekonał jeszcze parę miesięcy temu, że będę to mówić, ale nie chcę żebyś spotykała się z Lucą nie dlatego, że byłaś moją dziewczyną i nie chcę Cię, ale też nie oddam. To jest coś w rodzaju. Nie oddam Cię,bo to skomplikowane.
-Coraz bardziej bredzisz.
- Ludzie popełniają błędy.- Nagle zaczął.
 -Okay. Zgadzam się.
-Moim błędem było to, że pozwoliłem Ci odejść.
-Właściwie to ty dałeś mi wtedy do zrozumie..
-Wiem.- Przerwał mi.- Cholernie tego żałuję i chciałbym to wszystko naprawić.
-Jesteś tak pokręcony, że nie wiem o co Ci chodzi.- Zaczęłam się śmiać, znowu przecierając twarz dłońmi ze zmęczenia.
-Zostań dzisiaj ze mną.- Powiedział łapiąc mnie za rękę.
- Po co?
-Tak chcę pogadać. Pozbyć się wszystkich niejasności i usłyszeć co u Ciebie.
-Boże...Ty na serio? Chcesz się ze mną przyjaźnić?
-Ja chcę,żeby było tak jak parę lar temu.
-Byliśmy wtedy dziećmi, no dobra. Ja byłam dzieckiem. W każdym razie...
-Wiem. że będzie nam trudno zacząć ze sobą normalnie rozmawiać, bo ty studiujesz w Polsce, a ja gram tutaj, ale...
-Matteo. Ja nie studiuję wcale w Polsce.- Powiedziałam patrząc na niego, a potem przenosząc swój wzrok na moją dłoń, którą on cały czas trzymał w swoich rękach.
 -To co robisz?-Popatrzył się na mnie dziwnie.
-Studiuję, ale tutaj.
-Że tu i może jeszcze tutaj mieszkasz?
-Chyba raczej muszę, bo tu studiuję.
-Że z Twoim tatą? A ja nic nie zauważyłem?
-Tak unikanie Cię to była ciężka sztuka, ale wytrwałam.
- Po co udawałaś?
- Bo miałam Cię dość. Serio.
-Ale przeszło Ci.
-Pewnie by nie przeszło, ale Ceci kazała mi się z Wami spotkać w ten weekend i przeprosiliśmy się, także nie czuję już potrzeby chowania się.
-Poczułem się jak wtedy gdy zamknęłaś się z moją siostrą w pokoju, bo miałaś mnie dość, a przyjechałaś do mnie.
-To było wieki temu.- Zaśmiałam się.
- Zostaniesz? Naprawdę chcę spędzić z Tobą trochę czasu.
-Nie.
-Dlaczego?-Dopytywał się.
- Bo zostawanie u swojego byłego na noc jest co najmniej, nieodpowiednie.-Mruknęłam wstając.
-To spotkajmy się jutro.- Powiedział idąc za mną.
-Jutro....- Nagle przypomniało mi się o spotkaniu z Lucą.- Nie mogę. - Popatrzyłam na niego.
-To w poniedziałek?
-Ty masz treningi, ja studia.- Odpowiedziałam.
-Znajdę trochę czasu w poniedziałek, jeśli Ci odpowiada.- Widziałam,że się stara.
-We wtorek wyjeżdżacie na mecz.
-Ja nie jadę. Mam naderwany bark i muszę oszczędzać się na treningach, a na mecz nie jadę, bo za duże ryzyko i podróż do Turcji też nie polepszyłaby stanu zdrowia mojego barku.
-We wtorek mam wolne na uczelni. Zgadamy się w takim razie. Dobranoc- Dałam za wygraną i wyszłam z jego domu, chociaż wcale nie podobała mi się wizja ponownego spotkania.
Akceptuje go, nawet mi w niczym nie wadzi, ale żadnej przyjaźni czy czegoś w tym typie to już  między nami nie będzie.
Wstałam około 14. W sumie nie robiłam nic ciekawego. Tylko poleżałam jeszcze trochę w łóżku, w końcu doprowadziłam się do porządku i gdy nadeszła odpowiednia godzina wzięłam swoją torbę, założyłam zimową kurtkę i ruszyłam do Kirke. Gdy weszłam do knajpki była w nim garstka osób, a wśród nich Vetto.
- Cześć.-Podeszłam do niego, a on wstał i pocałował mnie w policzek.
-Odwiesiłam kurtkę na krzesło i usiadłam na przeciwko niego.
- Zanim zaczniemy rozmawiać o czymkolwiek mam prośbę.
- Jeżeli będę Ci umiał pomóc to chętnie ją spełnię.
-Piano nie może się dowiedzieć o tym, że dzisiaj spotkałam się z Tobą. Rozumiesz nic nie wiesz na mój temat. Utrzymujemy tylko kontakt jak spotkamy się z nim i Ceci.
-Powiedzmy, że Ci pomogę.- Mówił gdy kelner przyniósł nam menu.- W każdym razie jestem tylko facetem i mam warunek.
-Dobra.- Zaśmiałam się jaki.
-Powiesz mi dlaczego.
-Pewnie i tak bym Ci powiedziała dlaczego, bo Twoja osoba ma na mnie bardzo pozytywny wpływ, w każdym razie wczoraj jak się pogodziłam z Piano to tak jakby negocjowaliśmy warunki. Powiedziałam mu, że możemy być znajomymi, ale nikt nie wtrąca się do życia drugiego. On powiedział mi, że dobrze, ale pod warunkiem, że nie będę się z tobą spotykać tylko we dwoje, a potem się z umówiliśmy i w sumie mówiłam ci, że masz o tym im nie mówić, ale wolałam się przypomnieć.
-Dobra. Nie ma sprawy. Umiem się ukrywać.
- Z twoim wzrostem to musi być wyczyn.- Zaśmialiśmy się.
- Zabawne, lepiej pomyśl co chcesz zjeść.
W końcu zamówiliśmy, śmiejąc się czekaliśmy na posiłek,a gdy nadszedł jedliśmy i ciągle gadaliśmy, popijając co jakiś czas sokiem pomarańczowym:
- W sumie szkoda, że ani ty ani ja nie możemy się napić.
-Ja teoretycznie rzecz biorąc mogę, ale nie chcę pić w samotności.
-To może jak zjemy to pójdziemy do mnie, obejrzymy jakiś film i wypijemy wino?
- Nie masz jeszcze dojść mojej osoby?
-Twojej? W życiu.-Zaśmiał się.
-To możemy się jeszcze razem wybrać.- Uśmiechnęłam się do niego. - Ale pamiętaj, jak będziesz miał mnie dość to sam sobie zgotowałeś taki los.
Gdy zebraliśmy się już z restauracji, pojechaliśmy samochodem Vettoriego do jego mieszkania. Jak na faceta miał całkiem czysto. Usiedliśmy na kanapie i otworzyliśmy czerwone wino.
Siedząc tak i rozmawiając, gdy wypiłam już 4 lampkę, zaczęłam mieć wyrzuty sumienia.  Kim ja jestem, żeby okłamywać Matteo? Rozbijać ich przyjaźń i prosić jednego, żeby nie powiedział prawy drugiemu, żeby moje kłamstwo nie wyszło.
-Wiesz Luca nagle tak dziwnie się poczułam. Chyba muszę się zbierać.
-Wszystko dobrze?
-Ta, tylko chyba muszę już iść, bo rano mam ćwiczenia,a głowa zaczyna mnie boleć.
-Poczekaj zadzwonię po taksówkę.- Powiedział, ale złapałam go za ramie.
-Muszę się chyba dotlenić, Piano zawsze powtarzał, że dzieci takie jak ja nie powinny tykać się alkoholu i innych używek. Chyba miał rację.-Lekko się uśmiechnęłam.
-Ale przecież do Ciebie jest kawał drogi.
-Chcę się przejść Luca. Nic mi nie będzie.
-Jest ciemno.... i zimno.
-Ulice są oświetlone i pełno jeszcze pewnie ludzi na mieście i przejeżdżających samochodów.
-Nie wygram dzisiaj z tobą?- Zapytał się patrząc jak ubieram kurtkę.
-Nie.-Odpowiedziałam.
-Dobra, możesz iść, ale wyślij mi wiadomość jak dojdziesz, a jak nie wyślesz wiadomości za 30 minut to sam będę dzwonić, aż odbierzesz. Nie chcę Cię mieć na sumieniu.
-Nie będziesz.- Odpowiedziałam i pocałowałam go w policzek na dobranoc. - To ja będę na swoim sumieniu, za swoją niereformowalność. Cześć.
-Cześć. Uważaj na siebie.
-Spoko. Nie mam 4 lat, a że zachowuję się tak jakbym miała to już inna sprawa. -Zaśmiałam się otwierając drzwi i odwracając się żeby pomachać Lucę, a potem zbiec po schodach na klatce.
*
Hej! Rozdział nie jest wysoko lotny zdaję sobie z tego sprawę, starałam się zwracać uwagę na to co napisała mi Azzurra, wiem że nie do końca mi się udało, ale chciałam to dodać szybciej,bo mam jeszcze parę spraw dziś do załatwienia. Czy mam jeszcze na coś zwrócić uwagę, albo co nadal robię źle sama ocenisz i mam nadzieję mi napiszesz :> Dziękuję też za każdy komentarz, one bardzo motywują :D Także piszcie co Wam się podoba, jak myślicie co się później wydarzy itd, bo dla mnie to sama przyjemność czytać Wasze komentarze :D A i wcale nie uważam, że Luca jest spedalony (Ceci po prostu się o wszystko czepia) i wiem, że Matteo nosi ciaśniejsze rureczki itd. Według mnie to żaden nie jest zbytnio gejowaty także tego... To po prostu pojawiło się w rozdziale, bo Ceci ma niewyparzony pysk i jest moją ulubioną bohaterką w tym opowiadaniu :P
P. S Meggi kocham Cię za ten komentarz o rzucaniu :P

środa, 8 lipca 2015

Capitolo Dodici

Dobra, może przesadziłam i to nie było coś pokroju mojego życiowego błędu, ale jak zwykle okazałam się istotą bardzo przyćmioną i nie wiem jaki diabeł we mnie wstąpił, że się zgodziłam.
Wiadomo przecież, że przy takich grach, zawsze jest coś idiotycznego.
Nie ma opcji,żeby nie zrobić przy niej z Siebie idioty, albo musisz odpowiadać na jakieś pytania, które Cię poniżą, albo przysporzą kłopotu, bądź zrobić idiotę z własnej osoby jakimś zadaniem.
- Ja kręcę pierwsza, jako że był to mój genialny pomysł.- Stwierdziła Cecil, biorąc do jednej ręki butelkę, a w drugiej trzymając kawałek pizzy.
-Trochę nieforemne to koło.- Mruknął Vettori.
Miał rację, koło to to nie było. Co najwyżej jakieś jajo, albo coś jeszcze bardziej pokracznego z racji tego, że nikt nie chciał zmieniać swojej pozycji i Matteo stwierdził,że nawet siedząc tak będzie się nam dobrze grało.
Ceci zakręciła butelką, która wypadła na Lucę.
-Pytanie.- Mruknął.
- Jesteś gejem?- Zapytała brunetka, a ja zaczęłam krztusić się pizzą, Piano tarzał się po ziemi, a potem zaczął klepać mnie po plecach.
-Nie. Skąd ten pomysł?- Zapytał z dziwną miną po chwili, gdy minął pierwszy szok.
-Wyglądasz na takiego spedalonego.
-Nie prawda.- Powiedziałam za niego.
-Dogadujesz się doskonale z Anką, ze mną też w sumie masz dobry kontakt, nosisz te rurki...
-Piano też je nosi.- Próbowałam go bronić.
-Anka jest fajna, lubię ją, a Ty jesteś wariatką i nikt nie powiedział,że Cię lubię.- Powiedział biorąc kawałek pizzy.
-Ej ja mam uczucia.- Powiedziała.
-Dobra. Ciebie też lubię. Ogólnie Was lubię fajne jesteście. - Powiedział na odczepnego, biorąc do ręki butelkę.
Położył ją na podłodze i delikatnie zakręcił. Wypadła na Matteo.
- Pytanie. Wiem jakie dałbyś mi zadanie i to nie wchodzi w grę.
-Dobra. Poczekaj. Czemu nie powiedziałeś mi, że byłeś z Anką?
-Właściwie to nie wiem...- Mruknął.
-Nie satysfakcjonuje mnie ta odpowiedź.
-Chyba musi. -Odpowiedział i zakręcił butelką, która wypadła na Ceci.
-Pytanie.
-Czy Anka miała kogoś po tym jak wyjechała z Italii?
-Dokładnie nie wiem, ale wiem,że miała kumpla. Bardzo dobrego  i nawet do Niemiec do niego jeździła. Oczywiście oficjalnie to tylko jej przyjaciel.
 -To nadal mój przyjaciel i zawsze był tylko moim przyjacielem.
-Byłaś z Niemcem? - Zaśmiał się Piano.
-Przyjaźniłam się tylko to raz, a dwa to jest Szwed, który pracuję w Niemczech i nadal utrzymuję z nim bliskie kontakty. Przyjacielskie. Zresztą nawet jakbym z nim była, albo nawet tylko z nim sypiała to moja sprawa, a następnym razem kieruj te pytania do mnie nie do Ceci i gdybyś mógł to nie podczas takiej gry. - Powiedziałam podnosząc swój zadek z podłogi i szukając telefonu.
-Idziesz?-Zapytała Cecil.
-Do łazienki.- Odpowiedziałam i poszłam do pomieszczenia.
-Obmyłam twarz wodą, popatrzyłam w swoje odbicie i wytarłam się ręcznikiem po czym wróciłam.
-Może przerwiemy już tą zabawę? -Zapytał Piano.
-Ja chcę zakręcić. Jeszcze jeden raz. - Zaczęła piszczeć Ceci.
-Kręć. Byle szybko.- Westchnął Luca. -Za bardzo czuję się jak gimnazjalista.
Butelka wypadła na mnie.
-Wyzwanie.- Odpowiedziałam.
-Twoim wyzwaniem będzie odpowiedzenie na moje 3 pytania. - Puściła mi oczko.
-To nie jest uczciwe, ale niech będzie.
-Gdybyś mogła cofnąć czas nie wyjechałabyś wtedy?
-Czasu nie da się cofnąć.
-Czego najbardziej żałujesz z przeszłości?-Pytała dalej.
-Było parę przykrych rzeczy, które mogłam zrobić inaczej, ale one  mnie kształtują jako człowieka i jak popełniłam jakiś błąd to wiem,że drugi raz go nie popełnię.
-Traktujesz związek z Matteo w kategorii błędu z perspektywy czasu?
-Nie, raczej nie.
-Jakie dyplomatyczne odpowiedzi. Nie dałaś się ponieść.- Powiedziała Ceci.
-Bywa.- Uśmiechnęłam się.
-Ale jestem śpiąca.- Rozciągnęła się Ceci.- Jedziemy Luca?
-Jasne. Jestem napity, najedzony, czuję się młodziej przez tą butelkę. Możemy wracać.- Zaśmiał się.
-Też w sumie będę się zbierać, bo mi tata dom zamknie przed nosem, a ja klucza nie wzięłam. - Powiedziałam idąc za Ceci w stronę korytarza.
-Ania...Możesz zostać jeszcze chwilę? Chcę pogadać. - Powiedział Piano.
-Dobra, ale tylko chwilę.- Odpowiedziałam i przyglądałam się jak Ceci i Luca się ubierają.
Gdy pożegnaliśmy się z ową dwójką Piano znów wskazał mi ręką salon.
***
Hej miśki! Rozdział nie jest wysokich lotów, nawet średnich. Serio nie podoba mi się bardzo, ale w sumie jestem z Siebie dumna, bo myślałam, że dzisiaj już go nie napiszę i nic nie dodam, ale się przemogłam.
To co? Co myślicie? Za kim jesteście i wgl piszcie o tym co Wam się podoba, co nie, i jak uważacie jak dalej się potoczy.

poniedziałek, 6 lipca 2015

Capitolo Undici

Hej! Zanim przejdziemy do rozdziału muszę Wam coś wyjaśnić. 
Wiem,że nawaliłam i żadne moje tłumaczenia nie mają sensu. 
Jestem tego świadoma, bo są wakacje i powinnam poświęcać więcej czasu tej historii. 
Cóż...Kilka spraw w moim życiu ułożyło się tak, a nie inaczej, że nie miałam weny pisać, a jak już w końcu zasiadłam do pracy w Wordzie pod koniec czerwca to nie miałam internetu, przez remont panujący w moim domu. Potem jeszcze wyjechałam na tydzień na obóz i wróciłam w sobotę. Oczywiście musiałam wszystko odespać, bo komputer czekał na mnie naprawiony. 
Mam nadzieję,że nie jesteście złe. Daję Wam na lekkie udobruchanie dłuższy niż zwykle rozdział, a w nim dużo Matteo i Vettoriego. Piszcie czy jesteście #TeamLuca czy #TeamMatteo . Oczywiście piszcie czy Wam się podoba, jak wrażenia, czy coś poprawić. Następny przewiduję w środę, ale jeszcze zobaczymy jak to będzie i czy nadal mnie chcecie czytać po tej przerwie :D 
***
Rok studencki zaczął się w mgnieniu oka. Uważałam, żeby nie natrafić na Matteo i na razie wychodziło mi to bardzo dobrze. Kilka razy na mój numer telefonu pisał Vetto, ale pisałam mu,że jestem super zajęta i nie mogę rozmawiać,bo mam mnóstwo pracy. Jak zwykle w środę miałam wykłady o tej samej godzinie,o której Modena zaczynała treningi. Musiałam więc czekać i wyglądać delikatnie za zasłonki, aż Matteo wyjedzie na trening,a zawsze robił to później niż mój tata i dopiero zamykałam dom po czym szłam na uczelnie. Zawsze też byłam spóźniona. Tak było tym razem. Wchodząc do auli, w której nasza grupa miała wykłady usiadłam na samym tyle obok Cecil, która posyłała mi takie same spojrzenie co środę, żebym w końcu skończyła tą dziecinadę.
-Panna Anna jak zwykle spóźniona. 6 wykład i 6 spóźnienie.- Powiedział w moją stronę wykładowca, któremu nigdy nie umknęło moje wykroczenie po czym kontynuował wykład.
-Teo ostatnio pytał o Ciebie z Lucą.
-Po co?- Odpowiedziałam.
-Chciał się dowiedzieć czy nie wiem kiedy przyjeżdżasz do taty.- Szeptałam z Cecil.
-Mam nadzieję,że odpowiedziałaś,że nic nie wiesz.- Odpowiedziałam jej najciszej jak potrafiłam.
-Powiedziałam, że przyjeżdżasz w ten weekend.- Mruknęła bawiąc się długopisem,a ja miałam ochotę ją zabić.
-Dlaczego to zrobiłaś?Co Ci przyszło do głowy?
-Mówi,że chcę z Tobą pogadać i Cię przeprosić.
-Nie potrzebuje jego przeprosin.- Prychnęłam.
-Powiedziałam mu, że ty też chcesz go przeprosić za swój wybuch.
-Jaki wybuch.- Powiedziałam szukając długopisu w torbie.
-Powiedziałaś mu, że kiedyś żałowałaś,że z nim byłaś, a teraz żałujesz,że go poznałaś. Dowaliłaś mu.
-Dobra. Masz rację, ale powiedz mu, że w ten weekend, będę zajmować się swoimi przyjaciółmi i nie znajdę czasu na rozmowę z nim. - Szepnęłam otwierając notes.
-Anka. Powiedziałam już chłopakom, że z soboty na niedzielę jak wrócą z meczu to spotkamy się u mnie.
-To powiesz,że mi coś wypadło.
-Nawet nie ma mowy. Przyjdziesz do mnie i spotkasz się z nim, albo powiem, że od 6 tygodni ukrywasz się przed nim i udajesz,że wyjechałaś do Polski.
-Dobra, dobra. Wygrałaś. Spotkam się z nimi.- Mruknęłam.- Na przeprosiny nie ma co liczyć.- Dopowiedziałam.
-Zacznijmy małymi kroczkami. Ważne, że przyjdziesz. Później wszystko się ułoży, a potem może...
-Nigdy. Nawet o tym nie myśl.- Powiedziałam będąc pewna co zaraz usłyszę.
-Chciałam powiedzieć,że potem może będziecie przyjaciółmi. To ty pomyślałaś o tym, że będziecie.....
-Wcale nie.-Przerwałam jej.
-Tak.
-Niee e.-Odpowiedziałam i zaczęłam notować, puszczając mimo uszu co mówi do mnie dziewczyna.
Wróciłam do domu, bez żadnego stresu, że spotkam gdzieś Piano, bo drużyna siatkarska miała drugi trening.
Weszłam do domu i zamknęłam za Sobą drzwi, a potem zajęłam się gotowaniem jakiegoś obiadu. Gdy już przygotowałam posiłek, tata wrócił do domu.
- Ania. Mam pytanie.- Zaczął od razu wchodząc do kuchni.
Nawet się nie przywitał.
-Co tam?
-Wytłumaczysz mi dlaczego Vettori i Piano myślą,że jesteś w Polsce?
-Tato...Muszę?- Zapytałam stawiając przed nim talerz.
-Wolałbym wiedzieć.
-Matteo myśli, że jestem w Polsce, bo powiedziałam mu we wrześniu, że jestem we Włoszech na 5 dni, a potem wracam do Polski. No, a potem się pokłóciliśmy i wyszło na to,że nie wyprowadziłam go z błędu.
Jak ty się dowiedziałeś,że Matteo myśli.?
-Vettori z nim zapytali się mnie na siłowni czy cieszę, się że przyjeżdżasz.
-Co im odpowiedziałeś? Błagam powiedz,że...
-Tak. Kryłem Cię, ale następnym razem uprzedź mnie o takich akcjach.- Powiedział.
-Jasne. Masz to jak w banku.
-Chociaż wolę, żebyś nie mieszała się już w jakieś kłamstwa.
-Nie będę.-Powiedziałam, przełykając jedzenie. -Obiecuję.
-Zobaczymy.- Odpowiedział i zajął się obiadem.
-Mówiłam Ci, że jesteś najfajniejszym ojcem na świecie.
-Nie podlizuj się. Przecież Im nie powiedziałem. Nie musisz.-Zaśmiał się.
W piątek od rana tata wyjechał na mecz, a ja udałam się na uczelnie. Po wykładach poszłam ze znajomymi z roku i Cecil na pizzę, gdzie umówiliśmy się później, że spotkamy się wieczorem w klubie. Wieczorem razem z nimi poszłam do klubu, trochę potańczyłam, wypiłam i uzgodniłyśmy z Cecil, że wracamy.
Odprowadziłam brunetkę, która już była nakręcona na jutrzejszy, a właściwie to dzisiejszy wieczór, który spędzimy razem z Lucą i Matteo. Najbardziej rozemocjonowana była tym, że Teo chcę ze mną pogadać. Jakby to coś wgl zmieniało. Odprowadziłam ją pod sam dom, a potem poszłam do siebie.
Szczerze nienawidzę przebywać sama w domu. Nie cierpię tej ciemności i tego, że nie ma nikogo obok mnie. Jestem wtedy zdana tylko sama na Siebie i wtedy wpadł mi do głowy pomysł by zakupić sobie zwierzątko. Kota lub pieska, który będzie przy mnie zawsze. Nawet jak tata wyjedzie na mecz, a ja czuję się sama jak palec.
Tylko wiem, co bym usłyszała gdy wejdziemy na temat zwierzaka:
"To wielka odpowiedzialność,ktoś się będzie musiał tym zajmować, nie ma mowy."
W tym temacie tata jest gorszy od tej kobiety, która mnie urodziła i muszę ją co jakiś czas nazywać mamą wśród znajomych.
Położyłam się spać przy grającym telewizorze i włączonej lampce nocnej. Wstałam czując się jak kupa. Jedna wielka kupa. Ten dzień ledwo się zaczął, a wiem,że skończy się marnie.
Wzięłam prysznic, umalowałam się i poszłam po zakupy. Gdy wróciłam z miasta zrobiłam sobie lasagne i usiadłam trochę przed telewizorem. O 17 tata wrócił z meczu, a Cecil wysłała mi smsa, że spotykamy się jednak u Matteo o 19.
 Zaczęłam się szykować, ale moje przygotowania przerwał niespodziewany telefon:
-Tak?
-Cześć Ania, co tam u Ciebie?-Usłyszałam damski głos.
-W porządku. Szykuję się do wyjścia.
-Wychodzisz z przyjaciółmi?- Upewniała się kobieta.
-Tak można to powiedzieć. Niektórzy osobnicy z tej grupy to moi przyjaciele.
-Cieszę się, że szybko się tam zaaklimatyzowałaś.- Powiedziała matka.
-Chyba właśnie tego chciałaś zresztą...Nieważne.
-Skoro tak uważasz. Amelka też szybko się aklimatyzuje, bo ma nową niańkę wiesz? Cudowne z niej dziecko.
-Oczywiście,że wiem, że Amelka jest najcudowniejszym dzieckiem pod słońcem.- Przewróciłam oczami i otworzyłam szafę.
Nie miałam kompletnie pomysłu co założyć, a jeszcze miałam dość tej uciążliwej rozmowy z matką.
-Ostatnio byliśmy nawet w Zoo i rozróżniała zwierzątka.
-To niemożliwe. Ma niecałe dwa lata. Chociaż w sumie może to dziecko jest geniuszem. Gratuluje dobrego wychowania razem z Twoim mężem w takim razie.
-Przestań być taka czepialska. Dobrze muszę kończyć, bo Amelka chyba zrobiła siku w pampersa. Cześć, córeczko.
- Żegnaj.-Mruknęłam i się rozłączyłam.
Rzuciłam telefon na łóżko i znów stanęłam przed szafą po czym sama do siebie mruknęłam:
- No niemożliwe. Taki geniusz, już dwa lata, rozróżnia zwierzęta, a jeszcze w pieluchy robi.- Zaśmiałam się i zrobiło mi się tak jakoś lepiej na sercu.
Tak wiem. Jestem złym człowiekiem, ale cóż ja poradzę, że ta kobieta i dziecko tak działają mi na nerwy?
 Ubrałam się w czarne rurki i zwykły biały t-shirt na to postanowiłam nałożyć jeszcze ekologiczną czarną skórę i na nogi moje białe conversy za kostkę. Potem zrobiłam sobie jeszcze lekki makijaż i o 19 10 wyszłam z domu. Chyba sprawdzi się przysłowie, że kto ma najbliżej zawsze się spóźnia.
Zadzwoniłam do drzwi, a w nich stanął zdezorientowany Matteo w samych bokserkach i z jabłkiem w buzi.
-Co ty tu robisz?
-Dostałam SMSa, że spotykamy się u Ciebie o 19.
-Spotykamy się u mnie, ale o 20.
-Cecil.....-Zawyłam, po czym powiedziałam:-Dobra, to jednak przyjdę później. Przykro mi, że przeszkodziłam Ci w ubieraniu, albo jedzeniu.- Odwróciłam się na pięcie i już miałam wracać do domu gdy Matteo chwycił mnie za przedramię i wciągnął do domu, który wynajmuje.
-Nie przeszkadzasz mi. Daj mi chwilkę, tylko się przebiorę i pogadamy. Usiądź.- Powiedział sadzając mnie na fotelu i idąc po schodach w kierunku jakiegoś pomieszczenia.
Ja w głowie miałam tylko jedną myśl: "Zabiję Cecil jak tylko będziemy we dwie." Po dwóch minutach na przeciwko mnie na kanapie siedział Piano wpatrując się we mnie.
-Chciałeś pogadać.- Mruknęłam.
-Tak.
-To może zacznij?-Zapytałam się.
-No wiesz....Jest mi przykro z...Jest mi przykro z.....Nie chciałem Ci powiedzieć tego, co powiedziałem, ok?-Zapytał się cicho, gdy w końcu udało mu się wysłowić.
-Co bo nie usłyszałam.-Mruknęłam.
-Wiesz,że nie chciałem.....No...Nie chciałem Ci powiedzieć tamtego.
- Że niby mnie przepraszasz?- Zapytałam.
-Tak.- Popatrzył na mnie.
-Coś marnie Ci to wychodzi.- Mruknęłam- Dobra ze względu na to,że byłeś kiedyś dość bliski mojemu sercu, mogę o tym zapomnieć.- Powiedziałam spoglądając na niego, a ten się wyszczerzył.
-No to teraz ty.- Powiedział.
-Ja?
-No tak ty.- Uśmiechnął się.
-Ale co ja?
-No przeproś mnie. Chyba mi się też trochę należy.Chociaż wiem,że to dla Ciebie trudne. Zawsze miałaś z tym problemy.
- Ja miałam z tym problemy? To ty się jąkasz jak próbujesz kogoś przeprosić. Nie mam żadnych problemów z przepraszaniem gdy coś jest z mojej winy.
-Ciekawe spojrzenie.- Powiedział i poruszył brwiami.
-No ejj. Słuchaj. Trochę mnie wtedy poniosło i wcale nie myślę tak jak powiedziałam. Nie żałuję,że Cię poznałam czy coś więc....- westchnęłam.- Przepraszam.
 Piano najpierw westchnął naśladując mnie podczas tych marnych przeprosin po czym powiedział z tym swoim uśmiechem od ósemki do ósemki:
-Okay wybaczam.
-Głupek.- Mruknęłam lekko kopiąc go w kolano. - W każdym razie myślę, że możemy zostać normalnymi znajomymi, ale wiesz każdy żyje własnym życiem i nie wtrynia się do cudzego.
-Okay, ale ty nie umawiasz się na randki z Vettorim.
-Nigdy nie byłam na randce z Vetto.
-On twierdzi coś innego. - Mruknął.
-Oooo...Fajnie.- Udawałam, że jestem rozmarzona.
-Żadnych spotkań z Lucą? Tak?
-No dobra, dobra.- Westchnęłam.
-Miło mi z Tobą uzgadniać warunki.
-Przez Ciebie mogę stracić miłość życia.
- Cóż tak to jest z byłymi chłopakami.... Wiesz pies ogrodnika. Sam już nie chcę tej kości, a nikomu innemu nie da.
-Porównałeś mnie do niechcianej kości?-Zmarszczyłam czoło.
-Tak jakby, ale w pozytywie.-Starał się bronić.
-Gdzie tu są pozytywy do cholery?- Zapytałam.
-No nie złość się  tak nie fortunnie.
-Nie fortunnie, to ja Ci mogę nogę złamać.-Mruknęłam.
On jednak puścił to pomimo uszu i wstając zapytał:
-Chcesz piwko?
-Nie piję piwa.-Mruknęłam.
-Wiem, ale mam cytrynowe, które pijesz.
-To zmienia postać rzeczy. - Powiedziałam wstając i idąc za nim do kuchni.
-Trochę to dziwne nie uważasz?
-Co? - Odpowiedziałam biorąc puszkę z piwem.
-Pamiętamy o Sobie najdrobniejsze rzeczy i jeszcze tyle momentów, które spędziliśmy razem, będziemy pamiętać do końca życia, a jednak idziemy osobno.-Powiedział patrząc na mnie i pochylając się w stronę mojej twarzy.
-No cóż...Życie.-Odwróciłam się i znów poszłam do salonu.- Dziwne to jest, to że porównywałeś mnie najpierw do niechcianej kości,a potem chciałeś pocałować.
-Nie chciałem... No dobra chciałem, ale.....
-Gdzie jest Luca i Ceci?- Zapytałam patrząc na zegarek.- Już 20 30 może coś się stało?
-Mieli przyjechać razem. Vettori jest dobrym kierowcą. Nic się nie stało.
-Możesz do nich zadzwonić?-Zapytałam gdy drzwi się otworzyły i usłyszeliśmy perlisty śmiech Cecil.
-Hej.-Pocałowała mnie w policzek zdejmując kurtkę, po czym podeszła do Matteo.
-Cześć.- Vettori pocałował mnie w policzek i przytulił, po czym sam zajął się zdejmowaniem odzienia wierzchniego.
-Czemu się tak spóźniliście?- Zapytałam.
-To zło wcielone...Wariatka... Ciągnęła mnie po 3 supermarketach szukając jakiegoś Waszego ulubionego wina. Chyba Perquendo czy jakoś tak. W każdym bądź razie. Nikt nie miał nigdzie pojęcia o takim winie, aż w końcu sam wybrałem jakieś pierwsze lepsze, bo tamta kazałaby mi wstąpić do wszystkich sklepów w prowincji Modeny.
-Bardzo dobrze!-Powiedziała, a potem zatrzepotała w moim kierunku rzęsami, bo obie wiedziałyśmy,że wymyśliła jakieś głupie wino, żebym mogła dłużej zostać sam na sam  z Matteo.
Doigra się jak zostaniemy same.
-Chodźmy do salonu! Karaoke czeka.
-Ej, a może zamówimy najpierw jakąś pizzę?-Zapytał Piano.
-Okay. To co zamawiamy i skąd?
-Weźmy u Giovannego.- Cecil legła na kanapie pomiędzy Matteo,a Lucą.
-Mi obojętnie skąd i jak ja chcę tylko z samym serem z sosem czosnkowym i pomidorowym.
-Serio? Jesz nadal sam placek z serem?- Zapytał. - Myślałem, że ta dziecinada Ci minęła.
-Zaraz możemy się znowu pokłócić.
-Ja chcę capricciose.- Powiedziała Ceci i żadnej innej pizzy z żadnej innej pizzerii nie tknę.
-Ja w sumie też mogę wziąć capricciose.- Powiedział Matteo.
-To wy weźcie sobie całą 60 capricciose, a ja z Anią weźmiemy 60 razem i na jednej połówce będzie sam ser z sosem pomidorowym, a na drugiej dla mnie z pieczarkami i oregano.
-Okay. To dzwoń Matteo.- Powiedziała Cecil.
Jak się okazało pizze będą gotowe już za 30 minut, ale na dowóz trzeba byłoby czekać 2 godziny.
-To może pojadę po te pizzy?- Zapytał Luca.
-Świetnie. Pojadę z Tobą.- Powiedziałam, a gdy Ceci miała już coś powiedzieć spojrzałam na nią tak wymownie,że aż zamknęła usta, a ja mogłam się ubrać i pojechać z Lucą.
-Byłaś już u Giovannego?-Zapytał mnie Vettori prowadząc.
-Jako nastolatka często przychodziłam tam z Matteo i Cecil.
"Miałaś nie spotykać się z Vettorim sam na sam."- Dostałam wiadomość od Piano na messengerze.
"Miałam nie chodzić z nim na randki, a my przecież jedziemy tylko po pizzę."- Odpisałam mu.
-Byliście przyjaciółmi?
-Hmmm.....Przyjaciółmi też byliśmy, ale w sumie to byliśmy też parą.
-Co ty z Teo?
-Tak. Właśnie ja.
-Jak długo?
-Bardzo długo. Jak na nasz wiek i różnice w nim. No pięć lat.
-Byłaś z nim przez 5 lat? A potem wyjechałaś i zerwaliście?
-Nie. Wyjechałam, bo zerwaliśmy i w sumie świat mi się wtedy bardzo pokomplikował.
-Rozumiem. Nie spodziewałem się, że ty i....
-Ta wiem. Widocznie nie ma się czym chwalić, nie? Zresztą nie ważne. Co było to było. Chciałabym teraz zacząć na nowo z kimś innym. Tak po prostu, a najlepiej to bez widoku Matteo codziennie z okna.-Powiedziałam i wtedy zrozumiałam,że się wkopałam.
-Codziennie z okna?
-W sumie i tak miałam Wam to niedługo powiedzieć.- Mruknęłam wysiadając z samochodu.- Wcale nie studiuję w Polsce tylko tu w Modenie i mieszkam u taty,a Matteo widzę codziennie z okna jak wyjeżdża na trening, wraca z treningu i wyjeżdża na drugi trening, a ja dostaję nerwicy. Liczę, że jeszcze przez kilka dni zatrzymasz to w tajemnicy, a potem jakoś powiem Keyboardowi, że jesteśmy sąsiadami.
-Aż tak bardzo go nie lubisz? Chce Ci się tak? Co On Ci zrobił,że się przed nim ukrywasz?
-Może nie, że nie lubię.- Mruknęłam wchodząc do pizzeri.- Po prostu ciężko go zrozumieć i chcę się od niego uwolnić, bo przez te wszystkie lata czuję się do niego przywiązana.
-Spoko. Nie wygadam mu na chwilę obecną, ale masz tydzień.
-Dobra, dobra. Załatwi się.- Powiedziałam.
Odebraliśmy pizzę i znowu znaleźliśmy się w samochodzie.
-Dobra. Ty już trochę o mnie wiesz. Mimo woli. Teraz  ja bym chciała wiedzieć co nieco.
-A co byś chciała?
-Nie wiem. Co Cię martwi, co chciałbyś zrobić, Twój cel w życiu...
-Hmmm...Co mnie martwi? Że moja młodsza siostra ma problemy z matematyką, mój cel w życiu...Chciałbym być szczęśliwy... Co chciałbym zrobić... Chciałbym zrobić jedną rzecz, ale ona jest trochę nie na miejscu. -Powiedział i znów skupił się całkowicie na drodze.
-A powiesz mi co to za rzecz?
-Nie.- Uśmiechnął się.
-To nie fair.
-Mogę Ci zademonstrować, ale nie dzisiaj. Jutro możemy się spotkać.- Popatrzył na mnie.
- Okay, ale jeśli spotkamy się na mieście i nie piśniesz, ani słowa Matteo i Cecil.
-Masz to jak w banku.-Powiedział.
-W takim razie gdzie i kiedy?
-Kirke o 18.
-Stoi.- Powiedziałam biorąc dwa wielkie pudełka z pizzami i wychodząc z samochodu.
-Jesteśmy.-Krzyknęliśmy wchodząc do salonu.
Gdy już usiadłam obok Vettoriego i dałam Piano oraz Ceci ich pizzę zajęłam się pałaszowaniem razem z atakującym.
-Jakie to dobre...Ostatni raz u Giovannego jadłam...-Gdy przypomniało mi się w jakich okolicznościach ostatni raz tam jadłam, odłożyłam napoczęty kawałek pizzy, bo przeszła mi ochota.- Bardzo dawno temu.- Spuściłam wzrok.
-Zagrajmy w butelkę.- Zaproponowała nagle Ceci, zmieniając ciągle pozycję i uśmiechając się  tylko tak jak ona to potrafi.
-Myślałam,że w to grają tylko 13 latki, jak chcą pocałować kolegę, którego zaprosiły do domu.
-A robiłaś kiedyś tak?-Starała mi się odgryźć.
- Nie. Nieważne możemy zagrać.-Odpowiedziałam, ale przeczuwałam,że ta gra będzie jednym z moich życiowych błędów.