Hej! Zanim przejdziemy do rozdziału muszę Wam coś wyjaśnić.
Wiem,że nawaliłam i żadne moje tłumaczenia nie mają sensu.
Jestem tego świadoma, bo są wakacje i powinnam poświęcać więcej czasu tej historii.
Cóż...Kilka spraw w moim życiu ułożyło się tak, a nie inaczej, że nie miałam weny pisać, a jak już w końcu zasiadłam do pracy w Wordzie pod koniec czerwca to nie miałam internetu, przez remont panujący w moim domu. Potem jeszcze wyjechałam na tydzień na obóz i wróciłam w sobotę. Oczywiście musiałam wszystko odespać, bo komputer czekał na mnie naprawiony.
Mam nadzieję,że nie jesteście złe. Daję Wam na lekkie udobruchanie dłuższy niż zwykle rozdział, a w nim dużo Matteo i Vettoriego. Piszcie czy jesteście #TeamLuca czy #TeamMatteo . Oczywiście piszcie czy Wam się podoba, jak wrażenia, czy coś poprawić. Następny przewiduję w środę, ale jeszcze zobaczymy jak to będzie i czy nadal mnie chcecie czytać po tej przerwie :D
***
Rok studencki zaczął się w mgnieniu oka. Uważałam, żeby nie natrafić na Matteo i na razie wychodziło mi to bardzo dobrze. Kilka razy na mój numer telefonu pisał Vetto, ale pisałam mu,że jestem super zajęta i nie mogę rozmawiać,bo mam mnóstwo pracy. Jak zwykle w środę miałam wykłady o tej samej godzinie,o której Modena zaczynała treningi. Musiałam więc czekać i wyglądać delikatnie za zasłonki, aż Matteo wyjedzie na trening,a zawsze robił to później niż mój tata i dopiero zamykałam dom po czym szłam na uczelnie. Zawsze też byłam spóźniona. Tak było tym razem. Wchodząc do auli, w której nasza grupa miała wykłady usiadłam na samym tyle obok Cecil, która posyłała mi takie same spojrzenie co środę, żebym w końcu skończyła tą dziecinadę.
-Panna Anna jak zwykle spóźniona. 6 wykład i 6 spóźnienie.- Powiedział w moją stronę wykładowca, któremu nigdy nie umknęło moje wykroczenie po czym kontynuował wykład.
-Teo ostatnio pytał o Ciebie z Lucą.
-Po co?- Odpowiedziałam.
-Chciał się dowiedzieć czy nie wiem kiedy przyjeżdżasz do taty.- Szeptałam z Cecil.
-Mam nadzieję,że odpowiedziałaś,że nic nie wiesz.- Odpowiedziałam jej najciszej jak potrafiłam.
-Powiedziałam, że przyjeżdżasz w ten weekend.- Mruknęła bawiąc się długopisem,a ja miałam ochotę ją zabić.
-Dlaczego to zrobiłaś?Co Ci przyszło do głowy?
-Mówi,że chcę z Tobą pogadać i Cię przeprosić.
-Nie potrzebuje jego przeprosin.- Prychnęłam.
-Powiedziałam mu, że ty też chcesz go przeprosić za swój wybuch.
-Jaki wybuch.- Powiedziałam szukając długopisu w torbie.
-Powiedziałaś mu, że kiedyś żałowałaś,że z nim byłaś, a teraz żałujesz,że go poznałaś. Dowaliłaś mu.
-Dobra. Masz rację, ale powiedz mu, że w ten weekend, będę zajmować się swoimi przyjaciółmi i nie znajdę czasu na rozmowę z nim. - Szepnęłam otwierając notes.
-Anka. Powiedziałam już chłopakom, że z soboty na niedzielę jak wrócą z meczu to spotkamy się u mnie.
-To powiesz,że mi coś wypadło.
-Nawet nie ma mowy. Przyjdziesz do mnie i spotkasz się z nim, albo powiem, że od 6 tygodni ukrywasz się przed nim i udajesz,że wyjechałaś do Polski.
-Dobra, dobra. Wygrałaś. Spotkam się z nimi.- Mruknęłam.- Na przeprosiny nie ma co liczyć.- Dopowiedziałam.
-Zacznijmy małymi kroczkami. Ważne, że przyjdziesz. Później wszystko się ułoży, a potem może...
-Nigdy. Nawet o tym nie myśl.- Powiedziałam będąc pewna co zaraz usłyszę.
-Chciałam powiedzieć,że potem może będziecie przyjaciółmi. To ty pomyślałaś o tym, że będziecie.....
-Wcale nie.-Przerwałam jej.
-Tak.
-Niee e.-Odpowiedziałam i zaczęłam notować, puszczając mimo uszu co mówi do mnie dziewczyna.
Wróciłam do domu, bez żadnego stresu, że spotkam gdzieś Piano, bo drużyna siatkarska miała drugi trening.
Weszłam do domu i zamknęłam za Sobą drzwi, a potem zajęłam się gotowaniem jakiegoś obiadu. Gdy już przygotowałam posiłek, tata wrócił do domu.
- Ania. Mam pytanie.- Zaczął od razu wchodząc do kuchni.
Nawet się nie przywitał.
-Co tam?
-Wytłumaczysz mi dlaczego Vettori i Piano myślą,że jesteś w Polsce?
-Tato...Muszę?- Zapytałam stawiając przed nim talerz.
-Wolałbym wiedzieć.
-Matteo myśli, że jestem w Polsce, bo powiedziałam mu we wrześniu, że jestem we Włoszech na 5 dni, a potem wracam do Polski. No, a potem się pokłóciliśmy i wyszło na to,że nie wyprowadziłam go z błędu.
Jak ty się dowiedziałeś,że Matteo myśli.?
-Vettori z nim zapytali się mnie na siłowni czy cieszę, się że przyjeżdżasz.
-Co im odpowiedziałeś? Błagam powiedz,że...
-Tak. Kryłem Cię, ale następnym razem uprzedź mnie o takich akcjach.- Powiedział.
-Jasne. Masz to jak w banku.
-Chociaż wolę, żebyś nie mieszała się już w jakieś kłamstwa.
-Nie będę.-Powiedziałam, przełykając jedzenie. -Obiecuję.
-Zobaczymy.- Odpowiedział i zajął się obiadem.
-Mówiłam Ci, że jesteś najfajniejszym ojcem na świecie.
-Nie podlizuj się. Przecież Im nie powiedziałem. Nie musisz.-Zaśmiał się.
W piątek od rana tata wyjechał na mecz, a ja udałam się na uczelnie. Po wykładach poszłam ze znajomymi z roku i Cecil na pizzę, gdzie umówiliśmy się później, że spotkamy się wieczorem w klubie. Wieczorem razem z nimi poszłam do klubu, trochę potańczyłam, wypiłam i uzgodniłyśmy z Cecil, że wracamy.
Odprowadziłam brunetkę, która już była nakręcona na jutrzejszy, a właściwie to dzisiejszy wieczór, który spędzimy razem z Lucą i Matteo. Najbardziej rozemocjonowana była tym, że Teo chcę ze mną pogadać. Jakby to coś wgl zmieniało. Odprowadziłam ją pod sam dom, a potem poszłam do siebie.
Szczerze nienawidzę przebywać sama w domu. Nie cierpię tej ciemności i tego, że nie ma nikogo obok mnie. Jestem wtedy zdana tylko sama na Siebie i wtedy wpadł mi do głowy pomysł by zakupić sobie zwierzątko. Kota lub pieska, który będzie przy mnie zawsze. Nawet jak tata wyjedzie na mecz, a ja czuję się sama jak palec.
Tylko wiem, co bym usłyszała gdy wejdziemy na temat zwierzaka:
"To wielka odpowiedzialność,ktoś się będzie musiał tym zajmować, nie ma mowy."
W tym temacie tata jest gorszy od tej kobiety, która mnie urodziła i muszę ją co jakiś czas nazywać mamą wśród znajomych.
Położyłam się spać przy grającym telewizorze i włączonej lampce nocnej. Wstałam czując się jak kupa. Jedna wielka kupa. Ten dzień ledwo się zaczął, a wiem,że skończy się marnie.
Wzięłam prysznic, umalowałam się i poszłam po zakupy. Gdy wróciłam z miasta zrobiłam sobie lasagne i usiadłam trochę przed telewizorem. O 17 tata wrócił z meczu, a Cecil wysłała mi smsa, że spotykamy się jednak u Matteo o 19.
Zaczęłam się szykować, ale moje przygotowania przerwał niespodziewany telefon:
-Tak?
-Cześć Ania, co tam u Ciebie?-Usłyszałam damski głos.
-W porządku. Szykuję się do wyjścia.
-Wychodzisz z przyjaciółmi?- Upewniała się kobieta.
-Tak można to powiedzieć. Niektórzy osobnicy z tej grupy to moi przyjaciele.
-Cieszę się, że szybko się tam zaaklimatyzowałaś.- Powiedziała matka.
-Chyba właśnie tego chciałaś zresztą...Nieważne.
-Skoro tak uważasz. Amelka też szybko się aklimatyzuje, bo ma nową niańkę wiesz? Cudowne z niej dziecko.
-Oczywiście,że wiem, że Amelka jest najcudowniejszym dzieckiem pod słońcem.- Przewróciłam oczami i otworzyłam szafę.
Nie miałam kompletnie pomysłu co założyć, a jeszcze miałam dość tej uciążliwej rozmowy z matką.
-Ostatnio byliśmy nawet w Zoo i rozróżniała zwierzątka.
-To niemożliwe. Ma niecałe dwa lata. Chociaż w sumie może to dziecko jest geniuszem. Gratuluje dobrego wychowania razem z Twoim mężem w takim razie.
-Przestań być taka czepialska. Dobrze muszę kończyć, bo Amelka chyba zrobiła siku w pampersa. Cześć, córeczko.
- Żegnaj.-Mruknęłam i się rozłączyłam.
Rzuciłam telefon na łóżko i znów stanęłam przed szafą po czym sama do siebie mruknęłam:
- No niemożliwe. Taki geniusz, już dwa lata, rozróżnia zwierzęta, a jeszcze w pieluchy robi.- Zaśmiałam się i zrobiło mi się tak jakoś lepiej na sercu.
Tak wiem. Jestem złym człowiekiem, ale cóż ja poradzę, że ta kobieta i dziecko tak działają mi na nerwy?
Ubrałam się w czarne rurki i zwykły biały t-shirt na to postanowiłam nałożyć jeszcze ekologiczną czarną skórę i na nogi moje białe conversy za kostkę. Potem zrobiłam sobie jeszcze lekki makijaż i o 19 10 wyszłam z domu. Chyba sprawdzi się przysłowie, że kto ma najbliżej zawsze się spóźnia.
Zadzwoniłam do drzwi, a w nich stanął zdezorientowany Matteo w samych bokserkach i z jabłkiem w buzi.
-Co ty tu robisz?
-Dostałam SMSa, że spotykamy się u Ciebie o 19.
-Spotykamy się u mnie, ale o 20.
-Cecil.....-Zawyłam, po czym powiedziałam:-Dobra, to jednak przyjdę później. Przykro mi, że przeszkodziłam Ci w ubieraniu, albo jedzeniu.- Odwróciłam się na pięcie i już miałam wracać do domu gdy Matteo chwycił mnie za przedramię i wciągnął do domu, który wynajmuje.
-Nie przeszkadzasz mi. Daj mi chwilkę, tylko się przebiorę i pogadamy. Usiądź.- Powiedział sadzając mnie na fotelu i idąc po schodach w kierunku jakiegoś pomieszczenia.
Ja w głowie miałam tylko jedną myśl: "Zabiję Cecil jak tylko będziemy we dwie." Po dwóch minutach na przeciwko mnie na kanapie siedział Piano wpatrując się we mnie.
-Chciałeś pogadać.- Mruknęłam.
-Tak.
-To może zacznij?-Zapytałam się.
-No wiesz....Jest mi przykro z...Jest mi przykro z.....Nie chciałem Ci powiedzieć tego, co powiedziałem, ok?-Zapytał się cicho, gdy w końcu udało mu się wysłowić.
-Co bo nie usłyszałam.-Mruknęłam.
-Wiesz,że nie chciałem.....No...Nie chciałem Ci powiedzieć tamtego.
- Że niby mnie przepraszasz?- Zapytałam.
-Tak.- Popatrzył na mnie.
-Coś marnie Ci to wychodzi.- Mruknęłam- Dobra ze względu na to,że byłeś kiedyś dość bliski mojemu sercu, mogę o tym zapomnieć.- Powiedziałam spoglądając na niego, a ten się wyszczerzył.
-No to teraz ty.- Powiedział.
-Ja?
-No tak ty.- Uśmiechnął się.
-Ale co ja?
-No przeproś mnie. Chyba mi się też trochę należy.Chociaż wiem,że to dla Ciebie trudne. Zawsze miałaś z tym problemy.
- Ja miałam z tym problemy? To ty się jąkasz jak próbujesz kogoś przeprosić. Nie mam żadnych problemów z przepraszaniem gdy coś jest z mojej winy.
-Ciekawe spojrzenie.- Powiedział i poruszył brwiami.
-No ejj. Słuchaj. Trochę mnie wtedy poniosło i wcale nie myślę tak jak powiedziałam. Nie żałuję,że Cię poznałam czy coś więc....- westchnęłam.- Przepraszam.
Piano najpierw westchnął naśladując mnie podczas tych marnych przeprosin po czym powiedział z tym swoim uśmiechem od ósemki do ósemki:
-Okay wybaczam.
-Głupek.- Mruknęłam lekko kopiąc go w kolano. - W każdym razie myślę, że możemy zostać normalnymi znajomymi, ale wiesz każdy żyje własnym życiem i nie wtrynia się do cudzego.
-Okay, ale ty nie umawiasz się na randki z Vettorim.
-Nigdy nie byłam na randce z Vetto.
-On twierdzi coś innego. - Mruknął.
-Oooo...Fajnie.- Udawałam, że jestem rozmarzona.
-Żadnych spotkań z Lucą? Tak?
-No dobra, dobra.- Westchnęłam.
-Miło mi z Tobą uzgadniać warunki.
-Przez Ciebie mogę stracić miłość życia.
- Cóż tak to jest z byłymi chłopakami.... Wiesz pies ogrodnika. Sam już nie chcę tej kości, a nikomu innemu nie da.
-Porównałeś mnie do niechcianej kości?-Zmarszczyłam czoło.
-Tak jakby, ale w pozytywie.-Starał się bronić.
-Gdzie tu są pozytywy do cholery?- Zapytałam.
-No nie złość się tak nie fortunnie.
-Nie fortunnie, to ja Ci mogę nogę złamać.-Mruknęłam.
On jednak puścił to pomimo uszu i wstając zapytał:
-Chcesz piwko?
-Nie piję piwa.-Mruknęłam.
-Wiem, ale mam cytrynowe, które pijesz.
-To zmienia postać rzeczy. - Powiedziałam wstając i idąc za nim do kuchni.
-Trochę to dziwne nie uważasz?
-Co? - Odpowiedziałam biorąc puszkę z piwem.
-Pamiętamy o Sobie najdrobniejsze rzeczy i jeszcze tyle momentów, które spędziliśmy razem, będziemy pamiętać do końca życia, a jednak idziemy osobno.-Powiedział patrząc na mnie i pochylając się w stronę mojej twarzy.
-No cóż...Życie.-Odwróciłam się i znów poszłam do salonu.- Dziwne to jest, to że porównywałeś mnie najpierw do niechcianej kości,a potem chciałeś pocałować.
-Nie chciałem... No dobra chciałem, ale.....
-Gdzie jest Luca i Ceci?- Zapytałam patrząc na zegarek.- Już 20 30 może coś się stało?
-Mieli przyjechać razem. Vettori jest dobrym kierowcą. Nic się nie stało.
-Możesz do nich zadzwonić?-Zapytałam gdy drzwi się otworzyły i usłyszeliśmy perlisty śmiech Cecil.
-Hej.-Pocałowała mnie w policzek zdejmując kurtkę, po czym podeszła do Matteo.
-Cześć.- Vettori pocałował mnie w policzek i przytulił, po czym sam zajął się zdejmowaniem odzienia wierzchniego.
-Czemu się tak spóźniliście?- Zapytałam.
-To zło wcielone...Wariatka... Ciągnęła mnie po 3 supermarketach szukając jakiegoś Waszego ulubionego wina. Chyba Perquendo czy jakoś tak. W każdym bądź razie. Nikt nie miał nigdzie pojęcia o takim winie, aż w końcu sam wybrałem jakieś pierwsze lepsze, bo tamta kazałaby mi wstąpić do wszystkich sklepów w prowincji Modeny.
-Bardzo dobrze!-Powiedziała, a potem zatrzepotała w moim kierunku rzęsami, bo obie wiedziałyśmy,że wymyśliła jakieś głupie wino, żebym mogła dłużej zostać sam na sam z Matteo.
Doigra się jak zostaniemy same.
-Chodźmy do salonu! Karaoke czeka.
-Ej, a może zamówimy najpierw jakąś pizzę?-Zapytał Piano.
-Okay. To co zamawiamy i skąd?
-Weźmy u Giovannego.- Cecil legła na kanapie pomiędzy Matteo,a Lucą.
-Mi obojętnie skąd i jak ja chcę tylko z samym serem z sosem czosnkowym i pomidorowym.
-Serio? Jesz nadal sam placek z serem?- Zapytał. - Myślałem, że ta dziecinada Ci minęła.
-Zaraz możemy się znowu pokłócić.
-Ja chcę capricciose.- Powiedziała Ceci i żadnej innej pizzy z żadnej innej pizzerii nie tknę.
-Ja w sumie też mogę wziąć capricciose.- Powiedział Matteo.
-To wy weźcie sobie całą 60 capricciose, a ja z Anią weźmiemy 60 razem i na jednej połówce będzie sam ser z sosem pomidorowym, a na drugiej dla mnie z pieczarkami i oregano.
-Okay. To dzwoń Matteo.- Powiedziała Cecil.
Jak się okazało pizze będą gotowe już za 30 minut, ale na dowóz trzeba byłoby czekać 2 godziny.
-To może pojadę po te pizzy?- Zapytał Luca.
-Świetnie. Pojadę z Tobą.- Powiedziałam, a gdy Ceci miała już coś powiedzieć spojrzałam na nią tak wymownie,że aż zamknęła usta, a ja mogłam się ubrać i pojechać z Lucą.
-Byłaś już u Giovannego?-Zapytał mnie Vettori prowadząc.
-Jako nastolatka często przychodziłam tam z Matteo i Cecil.
"Miałaś nie spotykać się z Vettorim sam na sam."- Dostałam wiadomość od Piano na messengerze.
"Miałam nie chodzić z nim na randki, a my przecież jedziemy tylko po pizzę."- Odpisałam mu.
-Byliście przyjaciółmi?
-Hmmm.....Przyjaciółmi też byliśmy, ale w sumie to byliśmy też parą.
-Co ty z Teo?
-Tak. Właśnie ja.
-Jak długo?
-Bardzo długo. Jak na nasz wiek i różnice w nim. No pięć lat.
-Byłaś z nim przez 5 lat? A potem wyjechałaś i zerwaliście?
-Nie. Wyjechałam, bo zerwaliśmy i w sumie świat mi się wtedy bardzo pokomplikował.
-Rozumiem. Nie spodziewałem się, że ty i....
-Ta wiem. Widocznie nie ma się czym chwalić, nie? Zresztą nie ważne. Co było to było. Chciałabym teraz zacząć na nowo z kimś innym. Tak po prostu, a najlepiej to bez widoku Matteo codziennie z okna.-Powiedziałam i wtedy zrozumiałam,że się wkopałam.
-Codziennie z okna?
-W sumie i tak miałam Wam to niedługo powiedzieć.- Mruknęłam wysiadając z samochodu.- Wcale nie studiuję w Polsce tylko tu w Modenie i mieszkam u taty,a Matteo widzę codziennie z okna jak wyjeżdża na trening, wraca z treningu i wyjeżdża na drugi trening, a ja dostaję nerwicy. Liczę, że jeszcze przez kilka dni zatrzymasz to w tajemnicy, a potem jakoś powiem Keyboardowi, że jesteśmy sąsiadami.
-Aż tak bardzo go nie lubisz? Chce Ci się tak? Co On Ci zrobił,że się przed nim ukrywasz?
-Może nie, że nie lubię.- Mruknęłam wchodząc do pizzeri.- Po prostu ciężko go zrozumieć i chcę się od niego uwolnić, bo przez te wszystkie lata czuję się do niego przywiązana.
-Spoko. Nie wygadam mu na chwilę obecną, ale masz tydzień.
-Dobra, dobra. Załatwi się.- Powiedziałam.
Odebraliśmy pizzę i znowu znaleźliśmy się w samochodzie.
-Dobra. Ty już trochę o mnie wiesz. Mimo woli. Teraz ja bym chciała wiedzieć co nieco.
-A co byś chciała?
-Nie wiem. Co Cię martwi, co chciałbyś zrobić, Twój cel w życiu...
-Hmmm...Co mnie martwi? Że moja młodsza siostra ma problemy z matematyką, mój cel w życiu...Chciałbym być szczęśliwy... Co chciałbym zrobić... Chciałbym zrobić jedną rzecz, ale ona jest trochę nie na miejscu. -Powiedział i znów skupił się całkowicie na drodze.
-A powiesz mi co to za rzecz?
-Nie.- Uśmiechnął się.
-To nie fair.
-Mogę Ci zademonstrować, ale nie dzisiaj. Jutro możemy się spotkać.- Popatrzył na mnie.
- Okay, ale jeśli spotkamy się na mieście i nie piśniesz, ani słowa Matteo i Cecil.
-Masz to jak w banku.-Powiedział.
-W takim razie gdzie i kiedy?
-Kirke o 18.
-Stoi.- Powiedziałam biorąc dwa wielkie pudełka z pizzami i wychodząc z samochodu.
-Jesteśmy.-Krzyknęliśmy wchodząc do salonu.
Gdy już usiadłam obok Vettoriego i dałam Piano oraz Ceci ich pizzę zajęłam się pałaszowaniem razem z atakującym.
-Jakie to dobre...Ostatni raz u Giovannego jadłam...-Gdy przypomniało mi się w jakich okolicznościach ostatni raz tam jadłam, odłożyłam napoczęty kawałek pizzy, bo przeszła mi ochota.- Bardzo dawno temu.- Spuściłam wzrok.
-Zagrajmy w butelkę.- Zaproponowała nagle Ceci, zmieniając ciągle pozycję i uśmiechając się tylko tak jak ona to potrafi.
-Myślałam,że w to grają tylko 13 latki, jak chcą pocałować kolegę, którego zaprosiły do domu.
-A robiłaś kiedyś tak?-Starała mi się odgryźć.
- Nie. Nieważne możemy zagrać.-Odpowiedziałam, ale przeczuwałam,że ta gra będzie jednym z moich życiowych błędów.